czwartek, 14 marca 2013

Marchewka z cynamonem? O tak.

Naleśniki z twarogiem i marchewką w syropie cynamonowym




Nie da się ukryć, że oprócz cynamonu moją kolejną słabością są wszelkiego rodzaju naleśniki, placki, racuchy...Mogłabym je jeść na okrągło, nawet suche, bez żadnego nadzienia czy dodatku. 
Zrobiłam te naleśniki nie tylko dlatego, że miałam na nie ochotę, ale chciałam wypróbować nową, specjalną do naleśników patelnię. Szczerze mówiąc dosyć sceptycznie byłam do niej nastawiona, bo w zasadzie naleśniki, jeśli ktoś chce zrobi na każdej patelni. Ale stwierdziłam, że zaryzykuję i kupiłam. Na początku pomyślałam sobie "hm no fajna, niezbyt ciężka, idealnie gładka, zobaczymy...".
Kiedy wylałam pierwszą chochlę ciasta na patelnię, które idealnie rozprowadziło się po niej, w ogóle nie przywarło, doszłam do wniosku, że coś ta patelnia musi w sobie mieć jednak, że naleśniki wychodzą takie ładne. Nie wiem, czy to kwestia tego, że jest nowa czy faktycznie jakichś tam właściwości, które posiada, naleśniki wyszły idealne. Użyłam do ich smażenia łyżeczki oliwy, a one w ogóle nie przyklejały się do dna, mogłam więc zrobić naleśniki cienkie, jak kartka papieru, a te nie rwały się i nie przypalały..
Jeśli więc o patelnię chodzi jestem z niej ogromnie zadowolona i nie żałuję wydanych pieniędzy, bo naleśniki/ placki robię dość często i na pewno będę jej używać. Ale.. nie jest niezbędna w kuchni, doskonale można sobie radzić bez specjalnych patelni i robić idealne naleśniki, kwestia wprawy. 
Co do naleśników samych w sobie: nadzienie do nich wymyśliłam, jadąc w autobusie. Na początku miały być jabłka i pomarańcze z twarogiem. Ale pomyślałam sobie 'Znowu? A gdyby tak użyć... marchewki?" 
I potem wymyśliłam syrop cynamonowy i wyszło z tego to, co widzicie na zdjęciach.
Sam naleśnik jest delikatny i kremowy, twaróg nadaje im lekkości i świeżości a cynamon i marchewka słodyczy. I powiem szczerze, są to jedne z najlepszych naleśników na słodko, jakie jadłam. Smak jest wyważony i poprzez twaróg i ciasto naleśnikowe, które nie zawiera wiele cukru, danie nie jest przesłodzone i "lepiące się". Jednak słodziutki syrop cynamonowy świetnie komponując się z marchewką, nadaje całości bardzo wyrazisty smak.
Ciasto na naleśniki wzięłam stąd, a nadzienie pochodzi z mojej głowy: )

Naleśniki z twarogiem i marchewką w syropie cynamonowym

składniki na ciasto naleśnikowe:
8- 9 sztuk
- 150 g mąki pszennej
- 2 jajka
- 1/2 szklanki wody mineralnej gazowanej
- 250 ml mleka
- 1 łyżeczka cukru waniliowego
- szczypta soli
-tłuszcz roślinny do smażenia <u mnie odrobinę oliwy>

Mąkę przesiać do dużej miski. Dodać jajka, mleko, sól i cukier. Wszystko dokładnie wymieszać.
Przykryć ściereczką i odstawić na 30 minut.
Po tym czasie do ciasta dolać wodę i wymieszać.
Rozgrzać patelnię z łyżeczką oliwy.
Na patelnię nalewać po niepełnej chochli ciasta i smażyć, aż ciasto się zarumieni delikatnie. Obrócić ostrożnie<ja pomagam sobie łyżką do naleśników> i smażyć z drugiej strony jeszcze przez chwilę.
Jeśli nie macie odpowiedniej patelni warto użyć trochę więcej tłuszczu, żeby naleśniki nie przywierały do dna patelni. U mnie wystarczyła łyżeczka oliwy, choć następnym razem pominę ją w ogóle.
Jeśli chcecie, żeby naleśniki nie ostygły należy je przykryć albo folią aluminiową, albo wcześniej rozgrzać piekarnik do 100 stopni, wyłączyć go, a następnie wsadzać do niego usmażone naleśniki.

składniki  na nadzienie:
- 3 większe marchewki
- 400g twarogu chudego lub półtłustego
- 1/2 szklanki cukru< można dać 3/4, jeśli lubicie bardzo sodkie>
- 1/2 łyżeczki cynamonu
-  woda do syropu< konkretnej ilości nie jestem w stanie podać, ale mniej więcej było to ok 200 ml>
- 1 łyżeczka  cukru waniliowego

Kiedy ciasto naleśnikowe odpoczywa, twaróg wymieszać z łyżeczką cukru waniliowego i odstawić.
Marchewkę pokroić w kostkę, wrzucić do garnka, podlać minimalną ilością wody, tak, żeby tylko zakrywała marchewkę i gotować przez ok. 10 minut pod przykryciem do czasu, aż marchewka będzie miękka, ale nadal chrupiąca.
Po tym czasie dodać cukier, cynamon i podlać wszystko wodą. Na początku konsystencja ma być lejąca, ale w miarę dalszego gotowania syrop będzie gęstniał i gęstniał. Będzie to trwało ok 10 minut. Jeśli syrop będzie za gęsty dodać trochę więcej wody. Mój miał konsystencje dosyć lepką, tak że nie rozlewał się na naleśniku.

Twaróg rozgnieść widelcem. Na środek każdego naleśnika kłaść po jednej łyżce twarogu. Następnie przykryć jedną łyżką nadzienia.
Naleśnik chwycić za końce i zwinąć w sakiewkę. Żeby się nie rozpadły należy je "skleić" jedną wykałaczką a następnie obwiązać długim plasterkiem marchewki i przypiąć do wykałaczki.
Podawać w zależności od ochoty, są smaczne na ciepło i na zimno.
Smacznego!




wtorek, 12 marca 2013

Sałatka na przywołanie wiosny

Sałatka z rukoli z jabłkiem i kabanosem




A już myślałam, że będę mogła schować kurtkę zimową, szalik i rękawiczki głęboko do szafy, żeby zapomnieć już o marznięciu, ubieraniu się w 8 swetrów i jeżdżeniu w autobusie, w którym temperatura nie jest wcale wyższa niż na zewnątrz. Niestety przebłysk wiosny pojawił się na jakieś 3 dni może? No ale w końcu jest marzec i, jak to przystało na osobę, która bardzo nie lubi zimy, za szybko się ucieszyłam. Bo dzisiaj za oknem znowu śnieg i ujemne temperatury. A za chwilę przecież kalendarzowa wiosna i święta! 
Stwierdziłam więc, że sama zrobię sobie wiosnę, tyle że... na talerzu; )
Kto jadł rukolę ten wie, że ma dość specyficzny smak. Sama w sobie<przynajmniej dla mnie> jest gorzkawa o lekkim orzechowym smaku. Jednak w połączeniu z przyprawami i jakimś słodkim akcentem wydobywa z siebie to, co najlepsze. I przy okazji świetnie wygląda na talerzu. Nic więc dziwnego, że to właśnie rukolę wybrałam do mojej manifestacji zimowej, bo jej niesamowity zielony kolor bardzo pozytywnie nastawia na dalszy dzień.
No dobra, rukolę mamy, ale co dalej? Robiłam tą sałatkę na szybko, więc do sklepu raczej już iść nie mogłam, bo potrzebowałam jej na już. Zaczęłam więc rozglądać się po kuchni, zajrzałam do lodówki i nagle wpadły mi w oko duże, o zielonkawej skórce jabłka, które ja osobiście uwielbiam i za smak i za soczystość i za kolor- odmiana golden delicious. Pomyślałam, że ich słodycz przełamie gorzkawy smak rukoli a w połączeniu jeszcze z czymś ostrzejszym da niezły smak. 
I mówiąc szczerze na początku nie byłam jakoś bardzo przekonana do tej sałatki, zaczynając ją robić, ale po spróbowaniu doszłam do wniosku, że połączenie tych akurat smaków jest bardzo trafne i całą sałatkę zjadłam z dużym smakiem.
Tak więc skoro wiosna nie chce przyjść za oknem, trzeba się o nią postarać w inny sposób; )
Nie podaje dokładnych proporcji, bo garść garści nierówna , zresztą kosztując sami będziecie mogli uzyskać odpowiedni dla Was smak.


Sałatka z rukoli z jabłkiem i kabanosem
miska sałatki

składniki:
- garść rukoli
- 1 słodkie jabłko (u mnie odmiana golden delicious)
- 4-5 cienkich kabanosów z dodatkiem chilli
- ok 1- 2 łyżek soku z cytryny
- łyżka oliwy
- sól i pieprz do smaku

Rukolę dokładnie umyć i osuszyć papierowym ręcznikiem.Wrzucić do miski
Kabanosy pociąć w 2-3 cm paseczki W rzucić do miski
Obieraczką do warzyw zrobić cienkie plasterki z jabłka. Wrzucić do miski.
Wycisnąć trochę soku z cytryny, dodać oliwę, doprawić solą i pieprzem<mniej więcej po pół łyżeczki każdego>.
Wymieszać delikatnie, żeby nie zniszczyć plasterków jabłka. 
Jeśli dla Was będzie za mało przyprawiona, po prostu dodać więcej przypraw. Należy uważać żeby nie przesadzić z sokiem z cytryny, za dużo soku sprawi, że sałatka straci swój smak i wyczuwalny będzie tylko kwaskowy aromat soku z cytryny.
Podawać od razu.
Smacznego!







sobota, 9 marca 2013

Zdrowo i chrupiąco. I o tym, jak ciastka pasują do wina.

Pełnoziarniste ciasteczka owsiane ze słonecznikiem i siemieniem lnianym



Jakiś czas temu, wiedząc, że czeka mnie 4 godzinne skupienie na zajęciach zahaczyłam o nasz uczelniany bufet. Zawsze, jak wchodzi się na wydział już od ok godziny 12 unosi się przyjemny zapach jedzenia, które akurat jest w tym dniu podawane w bufecie, który nie jest może zbyt pokaźnych rozmiarów, ale urok w sobie ma niewątpliwie. Jedzenia jako takiego ja osobiście nie jadłam, więc nie wiem, czy wielki napis "obiady domowe" naklejone na okno i kuszące swym pomarańczowym kolorem literki mówią prawdę, choć z tego, co słyszałam jest naprawdę nieźle. Ale w tym właśnie bufecie kupiłam najlepsze chyba, jakie jadłam wielkie ciastko owsiane, które średnicą przypominało mniejszy naleśnik. Cena, jak na ciastko owsiane niezbyt zachęcająca, ale później zupełnie się nie żałowałam wydanych pieniędzy.
Stwierdziłam jednak, że takie ciastka owsiane to ja mogę sobie sama zrobić w domu, oczywiście nie identyczne, bo w życiu nie zgadłabym proporcji, zresztą ja tam nie ufam nawet tym najbardziej zaufanym kupnym wypiekom. Jakieś nieprzyjemne składniki zdarzyć się zawsze mogą.
Kupiłam więc wszystko to, co uważałam za słuszne po to, aby zrobić te małe cuda.
Nie smakowały tak, jak te kupne, bo są mniej słodkie, mają inny kształt, strukturę też mają inną.
Szczerze? Całkiem inne ciastka. 
Ale absolutnie nie jestem zawiedziona, bo moje są lepsze: ) I dokładnie wiem, co w nich jest. A są w nich same zdrowe rzeczy, które wspomagają działanie wielu naszych układów w organizmie: )
A co do wina...
Tak się złożyło, że akurat dzisiaj, kiedy upiekłam te ciasteczka, odwiedziły mnie moje dwie przyjaciółki, z którymi dosyć często< o ile jesteśmy się w stanie razem spotkać> mamy takie wieczory z winem, bo co tu dużo mówić, wino każda z nas bardzo lubi: )
I ciastka, mimo że najprostsze na świecie, były najlepszym dodatkiem do słodkiej goryczki różowego wina.
Bo ciastka są najlepsze na świecie. Nie to, że chcę być nieskromna! Po prostu są najlepsze, bez dwóch zdań. Takie, jakie powinny być: chrupiące, nie przesłodzone z dodatkiem słonecznika i siemienia lnianego, które nadają im wyrazistości i smaku. A odrobina czekolady jeszcze bardziej podkreśla smak ciasteczek.
Bardzo, bardzo jestem z nich zadowolona i na pewno pojawią się jeszcze w moim piekarniku: )

Razowe ciasteczka owsiane ze słonecznikiem i siemieniem lnianym
24 ciasteczka

składniki:
- 130 g mąki pszennej pełnoziarnistej
- 100 g płatków owsianych górskich
- 150 g pestek słonecznika
- 2 łyżki siemienia lnianego
- 60 g cukru brązowego(możecie dać więcej, jeśli chcecie bardziej słodkie ciastka)
- 120 g miękkiego masła
- 1 jajko
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/2 łyżeczki cynamonu
- 1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
- szczypta soli
- 30 g gorzkiej czekolady- opcjonalnie

Mąkę, proszek do pieczenia, cynamon, sól, słonecznik, płatki owsiane i siemię lniane dodać do jednej miski, wymieszać do połączenia i odstawić.
Masło umieścić w dużej misce, dodać cukier i ucierać na jasny, gładki puch. Następnie, cały czas mieszając, dodać jajko i ekstrakt waniliowy, miksować jeszcze przez parę chwil. Do utartego masła dodać wszystkie sypkie składniki i mieszać do uzyskania kuli ciasta.
Ciasto wyłożyć na papier do pieczenia, ulepić podłużny wałek, a następnie zawinąć ciasto w papier do pieczenia i rolować do uzyskania wałka o szerokości ok 5 cm. Całość zawinąć w papier do pieczenia i wstawić do lodówki na godzinę.
Po tym czasie ciasto wyjąć z lodówki, odstawić na 5 minut,  piekarnik nastawić na 180 stopni- termoobieg.
Ciasto przekroić ostrym nożem na pół, połówki pokroić na 12 talarków, tak aby ogólnie powstały 24 ciasteczka. Ciasteczka w trakcie krojenia mogą się rozpadać, wystarczy zlepić je palcami.
Blachę do pieczenia wyłożyć papierem do pieczenia, gotowe ciasteczka układać ba papier w 2 cm odstępach. Ciasteczka włożyć do nagrzanego piekarnika i piec ok 18- 20 minut do zarumienienia.
Gotowe ciasteczka wyjąć z piekarnika i ostudzić na kratce.
Czekoladę roztopić w kąpieli wodnej lub w mikrofalówce i łyżeczką zrobić wzory na ostudzonych ciastkach. Nie jest to koniecznie, ciastka z czekoladą są jeszcze smaczniejsze.
Smacznego!





czwartek, 7 marca 2013

Z cyklu: Poznajemy smak wschodu: Kurczak tikka masala

Kurczak tikka masala i chlebek puri



Ktoś mi powie, "hej!, jak to? Co tutaj robi ta Wielka Brytania? Przecież danie brzmi i smakuje, jak podane w tradycyjnej indyjskiej restauracji?". No tak, smak tego dania jest bardzo orientalny, nazwa i kolory również. Zresztą całe danie jest "tropikalne" z fantastycznymi aromatami przeróżnych przypraw.
Jednak, jak podają źródła danie to jest wpisane do brytyjskich dań narodowych. Dlaczego? Tutaj jest kwestia sporna, mówi się, że powstała w latach 60 XX wieku, kiedy jeden z klientów jakiejś tam restauracji poprosił do kurczaka sos, bo uznał, że mięso jest za suche. Drugie źródło mówi, że danie powstało w Delhi w 1947 roku, a jeszcze inne, że powstało w Indiach Brytyjskich, w których chciano dopasować smak Indii  do brytyjskich kubków smakowych.
Historii wiele, ale jedno fantastyczne danie, które podobno było inspirowane tradycyjnym indyjskim daniem murgh mahni.
Szczerze? A niech sobie jest milion historii, najważniejsze jest to, że kurczak tikka masala jest niesamowity. Bogactwo aromatów pochodzących z przypraw i kurczaka sprawia, że jedzenie nie jest jedynie przyjemne, jest wariacją smaku, która zachwyci Wasze kubki smakowe.

Od tego dania chciałabym rozpocząć moją podróż po nieznanym ale bardzo fascynującym lądzie smaku, w którym zakochałam się przede wszystkim ze względu na kolory i różnorodność przypraw <nie mówię tutaj tylko o Indiach czy Tajlandii, ale też o Bliskim Wschodzie czy Chinach, Japonii>.
Trochę obawiam się, że przygotowując niektóre dania będę miała niesamowity problem ze znalezieniem składników, a kupowanie jedzenia przez internet jest mi raczej obce i nie lubię tego robić. Ale co tam, tym będę martwić się później.

Skoro ma to być indyjska uczta, nie może zabraknąć chlebków indyjskich, za którymi bardzo przepadam. Tym razem wybrałam chlebki Puri z książki "Księga kucharska. Przekąski". Chlebek ten jest bardzo aromatyczny, chrupiący i doskonale nadaje się do jedzenia nawet bez niczego, po prostu sam chlebek i jesteśmy w niebie;)
Natomiast przepis na samo danie wzięłam stąd.
Spróbujcie sami, jeśli lubicie wyraźne aromaty, będziecie zachwyceni!

Kurczak tikka masala
na 4 porcje

składniki na mięso:
- 600 g piersi z kurczaka
- 150 g jogurtu naturalnego
- 1 łyżka oliwy
- 1 łyżeczka: startego imbiru, cynamonu w proszku, ostrej papryki, kminu rzymskiego w proszku( co do ostatniego, nie umiałam dostać, więc dodałam kminku, pasuje równie dobrze)
- 1/2 łyżeczki przyprawy garam masala
- sól i świeżo mielony pieprz

Kurczaka dokładnie umyć osuszyć i usunąć błonki. Pokroić na 2cm kwadratowe kawałki, obtoczyć w soli i pieprzu. 
Do dużej miski wrzucić pokrojonego kurczaka, dodać jogurt naturalny i wszystkie przyprawy. Dokładnie wymieszać, tak, żeby przyprawy połączyły się z jogurtem naturalnym i oblepiły całego kurczaka.
Wstawić do lodówki i zostawić najlepiej na całą noc. Jeśli nie macie tyle czasu możecie odstawić go na ok godzinę, ale radzę, żeby kurczaka przygotować wieczorem poprzedniego dnia, wtedy macie pewność, że kurczak "przesiąknie" aromatem marynaty.
Następnie kurczaka wyjąć z marynaty, jeśli na kurczaku będzie jej za dużo, usunąć ją papierowym ręcznikiem, ale ja zrobiłam do dosyć niedbale, tak, żeby po prostu nie "lała" się z mięsa.
W woku dobrze rozgrzać oliwę i wrzucić kurczaka. Jeśli nie macie woka równie dobrze można to zrobić na zwyczajnej patelni. Podsmażyć ok 5- 7 minut. Odstawić.

składniki na sos:
- 500 ml przecieru pomidorowego
- 2 ząbki czosnku przeciśnięte przez czosnek
- 1 łyżeczka ostrej papryki, słodkiej papryki, kminu rzymskiego w proszku( może być kminek)
- 1/2 łyżeczki przyprawy garam masala
- 1 łyżeczka cukru
- 1 łyżka ciemnego sosu sojowego
- 2 łyżki klarowanego masła (może być zwykłe)
- sól i świeżo mielony pieprz
do podania:
- 200 g ryżu basmati
- świeża natka pietruszki
- jogurt naturalny
- chlebek puri

W dużym ganku roztopić masło i dodać czosnek i smażyć przez chwilkę. Dodać oba rodzaje papryki, garam masala, kmin<lub kminek, co ja uczyniłam: )> i smażyć przez 1-2 minuty, aż przyprawy zaczną pachnieć. Ogień nie powinien być zbyt duży, żeby nie przypalić przypraw.
Następnie dodać przecier pomidorowy, cukier i sos sojowy, sól, pieprz, zmniejszyć ogień na bardzo mały i  wszystko gotować pod przykryciem ok 10-15 min. Mieszać od czasu do czasu.
Następnie wrzucić kurczaka i gotować wszystko jeszcze przez ok 10 minut, aby kurczak zmiękł( u mnie wyglądało to w ten sposób, że kurczak po prostu "dochodził" przez te 10 min, bo dłużej go podsmażałam na początku i, kiedy wrzucałam go do sosu był już miękki. W żaden sposób nie odczułam tego że mięso było za twarde czy gumowe, było miękkie i rozpływające się w ustach>.
W międzyczasie zagotować osoloną wodę<najlepiej postawić wodę pod koniec gotowania sosu jeszcze bez mięsa, aby ugotować ryż w tym samym czasie, co mięso >, wrzucić ryż i gotować przez wyznaczoną ilość czasu na opakowaniu< zwykle trwa to ok 12 min>.

składniki na chlebek puri:
11 chlebków średnicy ok 10 cm
- 150 g mąki pełnoziarnistej< razowej>
-  1/2 łyżeczki soli
- 1/2 i 1/4 łyżeczki kminku
- 20 g masła klarowanego
- 85 ml ciepłej wody
- łyżeczka oleju do natłuszczenia
- olej do smażenia

Mąkę przesiać do miski. Pozostałe otręby wsypać do mąki. Dodać sól, kminek i masło. Rozcierać wszystko w rękach, aż ciasto będzie strukturą przypominało bułkę tartą. 
Wlać ciepłą wodę i widelcem wymieszać ciasto, aż składniki połączą się ze sobą.
Zagniatać ciasto przez ok 10 minut.
Następnie włożyć ciasto do lekko natłuszczonej miski, przykryć  ściereczką i odstawić na blat lub gdziekolwiek indziej, gdzie macie trochę miejsca< ale NIE do lodówki>.
Po godzinie wyjąć ciasto, ugniatać jeszcze przez ok 5 minut, tak, żeby ciasto było gładkie i elastyczne. 
Ciasto podzielić na mniej więcej 11 równych kuleczek. Na początku nie wierzyłam, że z tak małej ilości może wyjść aż 11 chlebków, może nie za dużych, ale jednak 11. Ale ciasto jest bardzo elastyczne, w ogóle nie przywiera do blatu czy wałka, więc świetnie można nim manipulować.
Rozgrzać na patelni 2 centymetrową warstwę oleju.
Male kuleczki rozwałkować na cienkie placki< nie powinny być zbyt grube, chlebek powinien być chrupiący. Nie przesadźcie jednak w drugą stronę, placek nie powinien być prześwitujący>.
Smażyć chlebek na patelni po dwa <mnie się tyle zmieściło, chlebki nie powinny się ze sobą stykać> aż się zarumieni i urośnie- zaczną pojawiać się na nim duże bąble. Przewrócić na drugą stronę i smażyć jeszcze przez chwilę aż będą rumiane.
Każdy usmażony placek odsączyć z nadmiaru tłuszczu na ręczniku papierowym.
Ja zaczęłam wałkować ciasto, kiedy mój sos gotował się jeszcze bez mięsa, tak, żeby zdążyć usmażyć go na ostatnią chwilę, aby, gdy go podam, był ciepły. Ale zimny chlebek jest równie smaczny i jest nadal bardzo chrupiący. Możecie więc go usmażyć trochę wcześniej, ale polecam tak zorganizować sobie czas w kuchni, aby usmażyć go na ostatnią chwilę: )

Kiedy już wszystkie składniki na danie będą gotowe, ułożyć ryż na talerzach, polać wszystko sosem i oprószyć posiekaną natką pietruszki.
Na osobnym talerzyku<albo i nie; )> podać chlebek i bagietkę.
Do miseczki wlać jogurt naturalny.
Można zacząć się zajadać: )
Smacznego!





poniedziałek, 4 marca 2013

Rozpoczęcie dnia na żółto? Bardzo chętne.

 Kukurydzane placuszki z serka wiejskiego



 Serek wiejski bardzo lubię. Zazwyczaj jadałam go razem z pokrojonym ogórkiem i pomidorem z dodatkiem ciemnego pieczywa. Ostatnio spróbowałam wersji z konfiturą malinową i nie sądziłam, że będzie mi to tak smakować.
Stwierdziłam, że pójdę jeszcze krok dalej i stąd te placuszki.
Są bardzo smaczne, mają strukturę trochę grudkowatą, ale nie gumiastą. Swój piękny żółty kolor zawdzięczają mące kukurydzianej, na punkcie której mam ostatnio obsesję; )
Nie spodziewałam się, że będą mi aż tak smakować, ale swoją drogą, kto lubi serek wiejski, będzie lubił wszystko, co jest z nim związane; )
Tak więc czemu nie urozmaicać sobie życia?


Kukurydziane placuszki z serka wiejskiego
6 placuszków o średnicy ok 6- 7 cm

składniki:

- 3-4 czubate łyżki mąki kukurydzianej
- jedno opakowanie serka wiejskiego (użyłam Piątnicy)
- 1 rozkłócone jajko
- 1 łyżeczka cukru waniliowego
- 1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
- oliwa do smażenia

do podania:
- jedna pomarańcza
- płynny miód
- co tylko chcecie

Wszystkie składniki wlać do jednej miski.
Wymieszać niedbale. Jeśli będziecie mieszać bardzo dokładnie po pierwsze placki będą gumowate, po drugie, cały urok struktury serka wiejskiego zniknie.
Masa powinna być gęsta, jeśli jest zbyt rzadka dodać trochę mąki< dlatego w przepisie podałam różną ilość łyżek mąki>.
Na patelni rozgrzać niewielką ilość oliwy i smażyć placuszki. Są delikatne, więc trzeba uważać, żeby ich nie pourywać. Szybko też przywierają do patelni, jeśli ogień jest zbyt mocny.
Smażyć placki z jednej strony do zarumienienia, ostrożnie przewrócić na drugą stronę i smażyć jeszcze przez chwilę.
Można odsączyć placuszki z nadmiaru tłuszczu< choć, jeśli użyjecie malej ilości oliwy będzie to zbędne> na papierowym ręczniku.
Podawać ciepłe. U mnie tym razem miód i pomarańcze.
Smacznego!








niedziela, 3 marca 2013

Czekoladowo- kajmakowe marzenie

Brownie i dulce de leche




 Nie jestem w stanie sobie wyobrazić tego, jak ktoś może nie lubić czekolady. Jest produktem, z którego można zrobić niesamowite rzeczy począwszy od czekoladowych ciasteczek przez polewy po ciężkie, czekoladowe ciasta.
I na takie ciasto miałam właśnie ochotę. Czekoladowe, mokre, gliniaste z dodatkiem niesamowicie słodkiego kajmaku.
Marzenie.
Brownies to ciasta, które zachwyciły mnie nie od pierwszego spróbowania, wystarczyło, że na nie spojrzałam i już wiedziałam, że będę miała do niego słabość.
Ale jak tutaj nie mieć słabości do tego brązowego, pachnącego i niewyobrażalnie kalorycznego ciasta? Nie jestem w stanie odmówić sobie kolejnego.... i kolejnego kawałka, mając świadomość, jak wiele smaku straciłabym, nie jedząc jeszcze jednej kosteczki.
I ten aromat unoszący się podczas pieczenia... już wtedy mam ochotę wyciągnąć go z piekarnika i zjeść na surowo. Tak. Jestem uzależniona od brownie i najchętniej sama zjadłabym całą blachę.
Już samo brownie bez żadnych dodatków jest niesamowite, ale gdyby tak dodać do niego, gęstego, złotego, ciągnącego i niewyobrażalnie słodkiego kajmaku? Nie jestem w stanie opisać mojego zachwytu, kiedy zjadłam pierwszy kawałek od razu po wyciągnięciu z piekarnika <o mało nie popatrzyłam sobie ust>.
To ciasto to takie must have, jeżeli go nie zrobicie, stracicie naprawdę dużo.
Przepis wzięłam stąd, ale ogólnie rzecz biorąc jest to przepis  doskonałego Davida Lebovizta.Minimalnie go zmieniłam, żeby zaokrąglić ilość składników. Następnym razem pokuszę się o 1.5 porcji, żeby ciasto było grubsze.
Polecam każdemu, kto kocha czekoladę i tak, jak ja nie jest w stanie się jej oprzeć.

Brownie z dulce de leche
blacha 23x23 cm, 20 kwadracików niezbyt grubych


składniki na ciasto:

- 200g gorzkiej czekolady
- 120g masła
- 100g białego cukru
- 100g ciemnego cukru muscovado
- 3 jajka
- 140g mąki przennej
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
- 25g kakao+ 1 łyżka do oprószenia blachy
- puszka masy kajmakowej/ dulce de leche*


Kwadratową blachę wysmarować masłem. Z dwóch arkuszy papieru do pieczenia wyciąć dwa prostokąty, w których krótszy bok będzie miał długość blachy do pieczenia. Papierem do pieczenia wyłożyć blachę i znowu posmarować masłem. 1 łyżkę kakao wsypać do blachy i rozprowadzić równomiernie po spodzie i bokach blaszki, tak żeby cała była oprószona kakao.
Masło roztopić w rondelku, następnie dodać posiekaną czekoladę, mieszać do czasu roztopienia czekolady. Uważać, żeby jej nie przypalić. Gdy masa będzie gładka zdjąć z ognia, dodać kakao i wymieszać trzepaczką, żeby nie było grudek.
Masę czekoladową przelać do większej miski, dodawać po jednym jajku ciągle miksując na wysokich obrotach miksera. Następnie dodać oba rodzaje cukru i ekstrakt waniliowy, ciągle miksować.
Przesiać mąkę do miski i znowu wszystko dokładnie zmiksować. Masa powinna być gęsta i gładka.
Rozgrzać piekarnik do 175 stopni.
Połowę ciasta czekoladowego wylać na blachę i równomiernie rozprowadzić. Na masę czekoladową łyżką nakładać masę kajmakową i rozprowadzać po masie czekoladowej, aby warstwa kajmaku nie była za gruba. Następnie wlać do blachy drugą połowę masy czekoladowej i znowu równomiernie rozprowadzić. Na sam koniec na masie czekoladowej kajmakiem robić kleksy i niedbale robić zygzaki widelcem, aby powstały esy- floresy.
Ciasto wstawić do piekarnika i piec przez ok 40- 45 minut. Wyciągnięty patyczek włożony do ciasta nie powinien być całkowicie suchy, ale nie może mieć na sobie mokrego i surowego ciasta. Urok brownie polega na jego zakalcowatej konsystencji.
Po upieczeniu wyjąć z piekarnika, odczekać 5 minut i wyciągnąć z blachy. Odstawić do całkowitego wystudzenia.
Smacznego!

* masę kajmakową zrobiłam z puszki mleka skondensowanego słodzonego.
Puszkę mleka włożyć do garnka z grubym dnem( puszka powinna w garnku leżeć) i wlać wodę. Puszka musi być całkowicie zakryta przez wodę.
Puszkę gotować pod przykryciem na małym ogniu przez 2-2.5 godziny. W razie konieczności dolać wody.
Wyjąc z wody i pozostawić do ostudzenia.
Smacznego!












Wariacje na temat Brownie

piątek, 1 marca 2013

Mała, krucha przyjemność i nowe smaki.

 Ciasteczka z kaszy manny z powidłami śliwkowymi i kremem kasztanowym




Jak tylko spróbowałam tych ciastek, wiedziałam, że będą to jedne z moich ulubionych małych wypieków. Uwielbiam ich kruchość, chrupkość i nadzienie, które można śmiało zmieniać w zależności od tego, na co się ma ochotę.
Ja postawiłam tym razem na powidła śliwkowe, które uwielbiam z miliona powodów. Najbardziej smakowały mi oczywiście swojskie, zrobione przez ciocię, ale zaczęłam próbować kupnych, bo te domowe szybko się skończyły. Oczywiście można kupić powidła niby te robione, jak nasze babcie, ale jeden słoiczek kosztuje 10 zł, więc nie jest to zbyt tania przyjemność. Jeśli chodzi o kupne powidła najbardziej chyba smakują mi te. Ich smak jest najbliższy do tych domowych, są kwaskowate, bardzo gęste i mają gładką strukturę, co jest ich wielkim plusem. Nie są idealne, ale są bardzo dobrym substytutem tych ukochanych- "ciocinych".
Swoją drogą postanowiłam, że, jak tylko przyjdzie sezon, zacznę robić przetwory. Na razie zbieram słoiki, bo mam  naprawdę poważne plany związane z moja przyszła spiżarnią; ) Zresztą myślę, że dotrwam do tego czasu w blogowaniu, więc wyniki mojej pracy będziecie mogli sprawdzić.
Drugim nadzieniem, dość nietypowym chyba jest krem kasztanowy. Nigdy wcześniej nie jadłam kasztanów, co dopiero krem kasztanowy. Nie wiedziałam, więc,czego mam się spodziewać i, czy to w ogóle będzie mi smakować.
Trafiłam na ten krem zupełnie przypadkiem, szukając wafli ryżowych. Szczerze mówiąc, jak spojrzałam na cenę, zwątpiłam. Słoik takiego kremu kosztuję w okolicy 20- 25 zł. Stwierdziłam, że, jeśli kupię taki słoik, a nie będzie mi to smakować, wydam niepotrzebnie pieniądze. Okazało się, że można go kupić również w formie tubek 78 gramowych. Nie była to również zbyt tania sprawa, ale stwierdziłam, że tyle jestem jeszcze w stanie wydać.
Od razu po kupnie otworzyłam, żeby spróbować. Myślałam, że będzie to raczej niesłodkie, bo przecież kasztany nie kojarzą się z cukierkami, choć Nigella robi tort z ich dodatkiem.
Okazało się, że jest on słodki, lekko orzechowy i ma konsystencje powideł. Szczerze mówiąc nie jestem w stanie porównać tego smaku do innego, jest specyficzny. W każdym razie bardzo mi zasmakował i na poważnie zastanawiam się nad kupnem tego "dużego" kremu kasztanowego( cena jest kompletnie nie z tego świata, ale czasem warto; ))
Tubka, która kupiłam nie starczyłaby na większe wypieki, więc musiałam wymyślić coś innego i stwierdziłam, że, mimo słodkiego smaku, dobrze będzie się komponował z ciasteczkami.
Powracając do samych ciasteczek, od tygodnia miałam na nie ochotę i, jak tylko je upiekłam zjadłam większą połowę sama. Jeśli spróbuję jednego, nie umiem się powstrzymać, żeby nie wziąć następnego. Są przepyszne, dosyć słodkie, ale kiedy nadzienie jest kwaśniejsze (powidła śliwkowe, lemon curd, dżem z czarnej porzeczki) wszystko łączy się ze sobą w jedną okrągłą, kruchą i urzekającą całość.
Choć z kremem kasztanowym były równie pyszne, więc ograniczeń nie ma chyba już żadnych:)


Ciasteczka z kaszy manny z powidłami śliwkowymi i kremem kasztanowym
24 ciasteczka

składniki:

- 125g mąki przennej
- 125g kaszy manny
- 60g masła w temperaturze pokojowej
- 100g cukru
- 1 jajko
- 1 łyżka ekstraktu waniliowego
- 1/4 łyżeczki cynamonu
- 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia
- szczypta soli

nadzienie:
- powidła śliwkowe
- krem kasztanowy
(ok 40g każdego)

Mąkę przesiać do dużej miski. Dodać kaszę manną, cukier, proszek do pieczenia, cynamon i sól.
Wszystko wymieszać.
Do suchych składników dodać masło, rozkłócone jajko i ekstrakt waniliowy.
Wszystko dokładnie wyrobić, aby powstała jedna zbita kula ciasta.
Rozgrzać piekarnik do 190 stopni.
Jeśli ciasto jest klejące oprószyć ręce mąką lub zwilżyć wodą. Urywać po kawałku ciasta, lepić kulki. Na środku zrobić palcem wskazującym dość głęboki dołek, jak przy kluskach.
Ulepione kulki kłaść na blachę wyłożoną papierem do pieczenia( blachę najlepiej wysmarować trochę masłem, żeby papier dobrze się na niej trzymał). Kulki układać w odstępach od siebie, ja ułożyłam je trochę zbyt daleko od siebie, bo ciastka urosną i spłaszczą się, ale tylko odrobinę.
Kiedy ulepimy pierwszą partię ciasteczek, ich zagłębienia wypełniamy nadzieniem, tak, żeby zakryć całkowicie dołeczek. Nie należy zbytnio przesadzać z ilością nadzienia, ponieważ podczas pieczenia może wypłynąć.
Do rozgrzanego piekarnika wsadzić pierwszą partię ciasteczek.*.
Kiedy pierwsza patria ciasteczek jest w piekarniku, lepimy drugą część, postępując dokładnie tak samo, jak przy pierwszej części.
Każdą partię ciasteczek piec przez 10 min w 190 stopniach, następnie obniżyć temperaturę do 180 i piec jeszcze przez 5- 10 minut, aż się zarumienią.
Po upieczeniu wyciągnąć z piekarnika, przenieść na kratkę i ostudzić.
Smacznego!


* tym razem piekłam z grzaniem góra- dół, bo i tak nie miałam drugiej blachy, żeby włożyć ciasteczka jednocześnie. Jeśli jednak macie taką możliwość, śmiało możecie użyć termoobiegu. Wtedy ustawcie temperaturę piekarnika na 180 stopni i pieczcie ciasteczka przez 10- 15 minut do zarumienienia, wkładając obie blachy w tym samym czasie.











czwartek, 28 lutego 2013

Smak dzieciństwa. Kasza manna na mleku.

 Kasza manna na mleku z cynamonem i pomarańczą




Jakie jest moje ulubione śniadanie w zimę? Bez zastanowienia odpowiem, że cieplutka kasza manna i kubek gorącej zielonej herbaty. Szczerze mówiąc nie przepadam za zimą, owszem jest ładnie, kiedy są święta <o ile wtedy spadnie śnieg; )> i za oknem widać biały puch wiszący niedbale na drzewach, a w piekarniku właśnie piecze się pyszny piernik i w domu unosi się zapach cynamonu, goździków i gałki muszkatołowej. No tak, wtedy jest ładnie. Ale wtedy też siedzę w ciepłym domu, popijam herbatę i nie martwię się, że na zewnątrz jest ujemna temperatura.Gorzej jest, jak święta się skończą i trzeba iść na uczelnie, czy gdziekolwiek indziej. Jak pomyślę o tym całym ubieraniu się, o marznięciu na przystanku autobusowym i o spóźnieniach autobusów, bo akurat zasypało drogę to odechciewa mi się tego białego puchu.
I wtedy jem właśnie kaszę manną. Jest niesamowicie sycąca, rozgrzewająca i chociaż trochę zmniejsza moje zniechęcenie do wyjścia w taką pogodę. Długo szukałam odpowiedniej proporcji kaszy, mleka i cukru, bo albo wychodziła za gęsta, albo za rzadka, albo za słodka. Ale do wytrwałych świat należy. I po kilku próbach w końcu udało mi się otrzymać konsystencje spełniającą moje wszystkie oczekiwania. Jej delikatny smak przełamuje dosyć spora "szczypta" cynamonu, który dodaje jej niesamowitego charakteru i aromatu.
Z tej proporcji otrzymacie dosyć gęstą kaszę, ja właśnie taką lubię najbardziej. Nie jest jednak na tyle gęsta, żeby łyżka mogła w niej pionowo stać. Nadal zatrzymuje swoją kremową konsystencje i jest po prostu pyszna.

Kaszka manna na mleku z cynamonem

składniki na jedną porcję(raczej kobiecą, faceci pewnie zjedliby więcej):

- 250 ml mleka
- 1.5 łyżki kaszy mannej
- 1 łyżka cukru
- 1/2 łyżeczki cynamonu*


do podania:
- kawałek pomarańczy
- gęsty sok żurawinowy
- opcjonalnie wszelkiego rodzaju płatki, granola itp. 


Do garnka ( u mnie bardzo stary garnek mojej babci, mleko się w nim nigdy nie przypala) wlać mleko.
Dodać cukier i cynamon. Wszystko wymieszać.
Gotować a małym ogniu, żeby mleko mogło powoli się gotować a cukier w spokoju się roztapiać.
Gdy mleko się zagotuje powoli zacząć wsypywać kaszę manną. Najlepiej zacząć od jednej łyżki i później stopniowo, jeśli to konieczne dosypywać kolejne części. Należy chwilę poczekać przed wsypaniem następnej porcji, bo im dłużej będziemy gotować kaszę manną tym będzie bardziej gęsta, dlatego lepiej jest wsypywać ją partiami, wtedy macie pewność, że uzyskacie odpowiednia konsystencję. Cały czas należy kaszę mieszać, żeby nie porobiły się gródki i, żeby się nie przypaliła.
Kiedy nasza kasza manna będzie gotowa przelewamy ją do miseczki i podajemy z dowolnymi składnikami. Polecam połączenie pomarańczy, soku żurawinowego i cynamonu.

*W przepisie jest sporo cynamonu, jeśli nie przepadacie za nim warto ograniczyć go do 1/4 łyżeczki, ale warto spróbować z 1/2, obiecuję, że będzie bardzo smaczne.
Smacznego!













Akcja:

środa, 27 lutego 2013

"Co to, żółty groszek? Hmm smaczne, bardzo smaczne"

Ciecierzyca w sosie pomidorowym z ryżem basmati

 

Pierwszy raz jadłam ciecierzycę w bardzo przytulnej i "pysznej" restauracji w Katowicach, w Złotym Ośle. Wprawdzie jest to restauracja wegetariańska, w której nie znajdziemy wielkich, krwistych steków i masy tłuszczu, ale jest to zdecydowanie miejsce godne polecenia, w którym najecie się nawet bez mięsa<bo wiem, że niektórzy sobie nie wyobrażają obiadu bez niego>. Bardzo fajną rzeczą jest to, że płacąc za porcję jedzenia macie do dyspozycji cały bar sałatkowy, z którego możecie korzystać dowoli. Jest tam jedna surówka, która podbiła moje serce i zawsze, jak mam okazję tam jeść, nigdy nie żałuje miejsca na talerzu dla niej; )
Ale wracając do ciecierzycy. Najbardziej lubię w niej jej chrupkość i uniwersalność, bo ciecierzyca nadaje się do naprawdę wielu rzeczy. Pewnie jedną  przyczyn jest jej delikatny smak, który nie zaburza potrawy a jedynie ją podkreśla pięknym krągłym kształtem i owym wspaniałym kremowym smakiem.
Ostatnio nagle nasza mnie na nią ochota, a że w szafce czekały pomidory w puszce do wykorzystania, stwierdziłam, że jedno z drugim będzie świetnie pasować.
Trochę musiałam jej poszukać, bo w nie każdym "dużym" sklepie jest ciecierzyca, co szczerze mówiąc trochę mnie zdziwiło. Ale może to ja miałam pecha do sklepów.
Ale kiedy już znalazłam wszystkie składniki i zaczęłam gotować okazało się, że obiad zrobiłam w jakieś 25 min. Jeśli ktoś naprawdę by się spieszył, wyrobiłby się nawet w 15 min. Studenci byliby zachwyceni: ) Nie trzeba robić nic wymyślnego, składniki są tanie i przygotowanie nie zajmuje dużo czasu.
Nic tylko brać się do roboty: )


Ciecierzyca w sosie pomidorowym z ryżem basmati
na dwie średnie porcje

składniki:

- puszka ciecierzycy (400g)
- puszka pomidorów bez skórki (450 g) <w sezonie oczywiście świeże>
- 1 niewielka cebula
- 1-2 ząbki czosnku
- woreczek ryżu basmati
- kilka gałązek dymki (zielona część)
- sól, pieprz, papryka ostra i bazylia do smaku
- oliwa z oliwek do smażenia 

Cebulę i czosnek pokroić w drobną kosteczkę. Na rozgrzaną patelnie wrzucić najpierw cebulę, chwilę podsmażyć, a następnie wrzucić czosnek. Wszystko mieszamy i smażymy do zeszklenia cebuli.
W między czasie nastawić w niewielkim garnku wodę(osoloną) na ryż i zagotować. Kiedy woda będzie się gotować wrzucić do niej ryż i gotować na wolnym ogniu zgodnie z zaleceniami na pudełku <najczęściej trwa to 12 min>
Na patelnię z cebulą i czosnkiem  wrzucić całą puszkę pomidorów, rozdrobnić drewnianą łyżką i poddusić, żeby pomidory się rozpadły a sos się zredukował. Doprawić przyprawami według uznania i chwilę poddusić.
Kiedy sos lekko zgęstnieje <po ok 10 min> dodać odsączoną z zalewy ciecierzycę i wszystko gotować jeszcze przez ok. 5- 7min.
Na talerzu ułożyć ryż, polać sosem, a wszystko posypać pokrojoną dymką i odrobiną bazylii.
Smacznego!








(Warzywa strączkowe edycja zimowa-ZAPROSZENIE