Ależ to był długi weekend!
Kiedy zdecydowałyśmy się spotkać, nie mogłam się doczekać tego dnia, kiedy będę mogła ją odebrać z dworca i oprowadzić po mieście, które jest bliskie mnie samej- po Katowicach.
W końcu, po setkach słów, wspólnym gotowaniu i okresie wyczekiwania, znalazłyśmy czas, żeby się spotkać.
W sobotę odwiedziłyśmy razem z Whiness jedną z moich ulubionych katowickich restauracji- Złoty Osioł. Jedzenie w nim moim skromnym zdaniem jest bardzo dobre, porcje są naprawdę duże i można się z całą pewnością najeść. Pokazałam Whiness również trochę inne oblicze Katowic, oprowadzając ją po jednym z najbardziej charakterystycznych osiedli w Polsce- Nikiszowiec. Miejsce klimatyczne, surowe i owiane ciekawą historią. Pośród mroźnego powietrza i czerwonej cegły mogłyśmy spokojnie rozmawiać, rozmawiać i rozmawiać.
Ten dzień uwieńczyłyśmy cudownie pachnącymi, ciepłymi i cynamonowo- czekoladowymi bułeczkami z Cinnabon, które były chyba najbardziej odpowiednim zakończeniem tego długiego dnia.
Nie mogło obyć się bez fantastycznych śniadań Whiness, których byłam niesamowicie ciekawa. Oczywiście ani trochę się nie zawiodłam, wszystko, co mi zaserwowała było pyszne- więcej na ich temat u niej samej na
blogu.
Miałyśmy okazję spotkać się również w o wiele większym gronie, co prawda samych kobiet, ale wszystkich z ogromną pasją gotowania. Oprócz
Karoliny, z którą widziałam się już wcześniej, poznałam
Anetę,
Magdę i
Darię z blogów, które na pewno znacie. Co prawda spotkanie nie było bardzo długie, ale coś mi się wydaję, że absolutnie nie było ostatnie.
Wczoraj natomiast miałyśmy przyjemność odwiedzenia jednej z azjatyckich restauracji w Katowicach w ramach akcji zorganizowanej przez portal
urodaizdrowie.pl, aby skosztować i ocenić jedzenie, które ma w karcie restauracja A Dong.
Dzień zakończyłyśmy cudownymi Starbucksowymi kawami, które nie dość, że wyglądają naprawdę zachęcająco, są również naprawdę dobre.
Co do samej restauracji. Jej lokalizacja jest bardzo dogodna z tego względu, że
A Dong znajduję w ścisłym centrum, bardzo blisko dworca i autobusowego i pks i pkp na ulicy Matejki 3.
Kiedy weszłyśmy do środka
przywitał nas bardzo azjatycki klimat- czerwony kolor ścian i krzeseł, azjatyckie materiały, kształty, lampy, wachlarze- słowem dużo Azji w jednym miejscu. Może czasem było jej za dużo, jednak, ogólnie rzecz biorąc czułam się tam dobrze, nie chciałam od razu uciekać.
Obsługiwała nas pani, której korzenie niewątpliwie sięgają Azji, co bardziej potęgowało klimat miejsca, w którym się znajdowałam.
Na sam początek zamówiłyśmy zupę krewetkową po tajsku i pierożki Hacao.
Zupa jest dosyć zdradliwa, ponieważ na samym początku wydaje nam się, że jest słodko- kwaśna. Po chwili jednak czujemy w gardle rozpierający ostry smak. Zupa jest faktycznie dosyć ostra, co w menu jest podkreślone. Jednak ja, jako smakosz ostrych dań byłam bardzo zadowolona, ponieważ zupa bardzo mi smakowała. Była niezwykle aromatyczna, krewetki były chrupiące i wszystko pasowało do siebie bardzo dobrze.
Jeśli o pierożki natomiast chodzi były kompletnym przeciwieństwem smakowym do zupy. Ich delikatność mnie zadziwiła. Do końca nie wiedziałyśmy, co jest w środku, jednak bardzo dobrze wyczuwalny jest smak ryby i krewetek. Ciasto pierogowe jest dosyć osobliwe- elastyczne, o bardzo jasnym kolorze, delikatne- co pozwoliło podkreślić aromatyczny farsz.
Kolejnymi daniami, jakie miałyśmy okazję zamówić był kurczak pięciu smaków i ośmiornica po wietnamsku, jako dodatki wybrałyśmy kiełki sojowe i biały ryż. Bardzo pozytywnie zaskoczyło nas podanie tych dań. Każdy składnik był w osobnej miseczce, które układały się w jedną dużą tacę z jedzeniem- wyglądało to bardzo przyjemnie, każdy mógł sobie nałożyć to, co chciał i ile chciał. Porcje były duże, z tego, co my zamówiłyśmy dwie osoby spokojnie się najedzą- my wręcz nie potrafiłyśmy wszystkiego zjeść.
Kurczak bardzo mi smakował, mięso było dobrze wysmażone, soczyste w aromatycznej marynacie z wyczuwalnym i pachnącym curry. Ja osobiście bardzo lubię kurczaka w różnych odsłonach, więc nie byłam zawiedziona wyborem akurat tego dania.
Co do ośmiorniczek- zostały podane w cieście. Ciasta było dosyć sporo, więc ośmiornice trochę w nim zginęły. Poza tym były twardawe i gumowate.
Kiełki sojowe również mi smakowały. Były dobrze przyprawione, jędrne i chrupiące, co stanowiło miły kontrast dla kurczaka. Ryż natomiast był nieco posklejany i trochę rozgotowany.
Ogólnie rzecz biorąc wyszłam najedzona i zadowolona. Myślę, że wróciłabym do tej restauracji ponownie, żeby spróbować innych dań, które kusiły mnie w menu, a których nie zamówiłam z bardzo prostej przyczyny- nie dałabym rady ich już zjeść.
Mam nadzieję, że takich pracowitych a jednocześnie relaksujących weekendów będzie w moim życiu więcej: )
Autorką wszystkich zdjęć jest Whiness