środa, 30 listopada 2016

Oslo, część druga, czyli moja okolica, wybrzeże, sklepy i zakupy

Pewnego dnia, kiedy obydwie miałyśmy chwile wolnego, postanowiłyśmy przejść się po Oslo i
zrobić parę zdjęć, ponieważ pogoda była tak fantastyczna, że grzechem byłoby jej nie wykorzystać. A zważając na to, że takie dni w Oslo w porze jesienno-zimowej zdarzają się rzadko, nie mogłyśmy sobie odmówić tej przyjemności. Wybrałyśmy się do kilku miejsc, jednak dzisiaj pokażę Wam kawałek wybrzeża i okolice, w której mieszkam.Wybrzeże Oslo podczas słonecznej pogody prezentuje się fantastycznie. Rzędy statków i łodzi błyszczą na powierzchni bardzo niebieskiej i czystej na pierwszy rzut oka wody. W oddali widać stos drzew, a nawet Oslofjord. Jest to jeden z przyjemniejszych widoków i chciałoby się na niego patrzeć bardzo często.

Grünerløkka. To tutaj mieszkam. Dopiero po zamieszkaniu w tej części miasta, zostałam uświadomiona, że jest do dosyć popularna dzielnica Oslo. Dosyć "artystyczna" i zawierająca tzw. koncept. W weekendy jest tutaj mnóstwo młodych ludzi, którzy chętnie wydają swoje pieniądze w jednym z wieeeluu barów w tej okolicy. Ja mieszkam trochę dalej od tego całego zgiełku i stowarzyszenia artystycznego, więc mam względny spokój. Mieszkam za to obok arabsko- afrykańskiej dzielnicy, więc często spotykam po drodze ludzi właśnie z tamtych okolic. 
Na zdjęciach pokazałam Wam drogę, którą często przemierzam do centrum i na Grønlands Torg, gdzie owoce i warzywa naprawdę są czasem tańsze niż w Polsce! Jest to droga wzdłuż rzeki Akerselva, która przepływa przez Oslo. Zdjęcia z tej bardziej artystycznej części Oslo albo już Wam pokazałam w pierwszej części albo zapewne pojawią się jeszcze na blogu:) 
Nie mam co narzekać na swoje miejsce zamieszkania. Mieszkam na tyle blisko, że w zasadzie wszędzie mogę dojść na piechotę, na szczęście! Oczywiście czasem trzeba iść pół godziny w jedną stronę, ale wolę się przejść niż wydawać te horrendalne sumy na bilety komunikacji miejskiej. Do najbardziej znanej ulicy w Oslo, czyli Karl Johans gate mam może 15 minut piechotą, nawet mniej. Mamy spore mieszkanie, umeblowane, z nową łazienką. Cena za pokój oczywiście przewyższa wynajem całego mieszkania w Polsce, ale cóż, to nie Polska przecież;)
Sklepy i zakupy.
To temat, który może zaciekawić każdego. Gdzie kupować, żeby było najtaniej? Jakie są sklepy w Oslo? Co warto, a czego nie warto kupować? 
Szczerze mówiąc moje zakupy w Oslo ograniczają się do tych spożywczych. Jeśli chodzi o ubrania, wolę je kupić w Polsce i przywieźć do Oslo, o wiele bardziej się opłaca. Po za tym, jest tutaj o wiele mniej marek niż w Polsce. Marek, których na pewno nie ma stacjonarnie w Polsce to Bik Bok, Dressmann, czy Helly Hansen. Mam wrażenie też, że H&M jest na każdym kroku:)
Z kosmetykami bywa różnie, ponieważ bardzo często są przeróżne promocje albo po prostu kosmetyki są nawet nieco tańsze niż w Polsce. Przykład tuszu do rzęs z Loreal, którego w Polsce koszt to ok 60 zł. Tutaj zapłacisz za niego 110 koron, czyli nawet nieco mniej niż w Polsce. Jednak nie ze wszystkimi produktami jest podobnie.
No więc gdzie kupować? 
Najtańszymi supermarketami w Oslo są Kiwi i Rema 1000. To takie polskie biedronki. W Kiwi znajduje się marka "First Price", która oferuje najtańsze produkty i, które naprawdę czasem warto kupić, bo są tej samej jakości, co te z wyższej półki cenowej. Do tańszych supermarketów można zaliczyć też Coop i Meny albo Bunnpris, ale warto pochodzić i porozglądać się za cenami, żeby wiedzieć, gdzie można znaleźć najtańsze produkty, bo ceny naprawdę mogą wahać się nawet o 10 koron. 
Narvesen, 7-eleven i Deli de Luca to takie polskie Żabki. Jest ich mnóstwo i można tam kupić drożdżówki, słodycze, kanapki i napoje. Zazwyczaj jest tam o wiele drożej niż w zwykłych supermarketach, więc nie warto kupować tam na przykład słodyczy, choć czasami mają naprawdę kuszące promocje, a w Narvesen po godzinie 21:30 albo 22:00 wszystkie "świeże" rzeczy, w tym drożdżówki, czy kanapki są o połowę ceny tańsze. 
Warzywa i owoce. 
Te najlepiej kupować na targu, o którym wspomniałam Wam wcześniej, na Grønlands Torg. Przez cały pobyt tutaj zauważyłam, że niektóre warzywa i owoce są tańsze niż w Polsce, na przykład awokado, persymona, banany czy ziemniaki. Dosyć drogie są papryki, kalafior, małe ostre papryczki czy jagody, maliny albo jeżyny. Wszystko zależy w zasadzie od tego, jakie aktualnie są ceny danego dnia i, czy nie ma żadnych promocji. 
Mięso.
Na samym początku kupowałyśmy mięso w supermarkecie, ale znalazłyśmy sklep mięsny, który ma względnie tanie produkty. Ogólnie rzecz biorąc mięso jest w Norwegi bardzo drogie, a kurczak to już w ogóle. Czasami ceny kurczaka są bardzo podobne do cen mięsa wieprzowego. Wołowina jest najdroższa. Jeśli chodzi o ryby to mrożone są oczywiście o wiele tańsze, świeże również są drogie. Jeśli chodzi o krewetki to bywa różnie. W supermarketach krewetki, które są już ugotowane i najbardziej nadają się do tradycyjnej norweskiej kanapki z krewetkami (rekesmørbrød) są względnie tanie. Te większe odmiany są już najczęściej o wiele droższe. 
Nabiał.
Jak na warunki norweskie są to produkty raczej tanie, choć, kiedy przeliczymy sobie cenę 1 litra mleka na złotówki, wychodzi mniej więcej 15 zł. Nie oznacza to jednak, że jest to drogi produkt. Nauczyłam się tutaj bardzo ważnej rzeczy: pomyśl ile przeciętny Polak ze stawką ok 10 zł na godzinę musi pracować na zakupy za 100 zł- ok 10 godzin, cały dzień. W Norwegii przeciętny Norweg pracuje na zakupy o wartości 200 koron ok 1.5-2 godziny. Jest różnica? Nauczyłam się już nie porównywać cen, bo to bardzo zbędne. Niemądre jest przeliczanie wszystkiego i dziwienie się, jakie te produkty są drogie. Tak, Norwegia to cholernie drogi kraj, ale musimy zauważyć, że oni zarabiają od nas 7 razy więcej.
Słodycze.
To towar, który ma swoje tanie i bardzo drogie oblicze. Na szczęście jest bardzo dużo promocji i względnie dobrej jakości produkty można kupić za niewielką cenę. Nie zmienia to jednak faktu, że dobra czekolada kosztuje tutaj dosyć sporo. Zdarzają się jednak produkty, które są śmiesznie tanie, porównując do jakości. Przykład? Pierniki pepperkaker. W kiwi 300 g takich pierników to cena 15 koron, czyli w zasadzie sprawa groszowa. Trzeba szukać i sprawdzać promocje, a na pewno znajdzie się wiele dobrych rzeczy.
Alkohol i papierosy.
Taak, tutaj wchodzimy na terytorium lwa. Te produkty w Norwegii są bardzo drogie. Za paczkę papierosów należy zapłacić średnio 110 koron i wzwyż. Alkohol ma się podobnie. Dlatego... W Norwegii bardzo regularnie kwitnie czarny rynek. Za litr wódki można otrzymać 250 koron a za wagon papierosów 500 koron. To w sumie świetny deal dla Polaków, który kupują litr wódki za 40 zł na strefie bezcłowej i sprzedają za 250 koron tutaj na miejscu.
Sery.
Norwedzy nie wiedzą, co to twaróg. Nie ma go nigdzie, więc szanse zrobienia sernika bardzo maleją. Mają za to swój bardzo specyficzny brązowy ser, który zazwyczaj je się... na słodko. Na początku nie mogłam się przekonać, ale kiedy zrobiłam sobie tosta własnie z brunost , dżemem truskawkowym i bananem... Musiałam wtedy przyznać, że to jedno z najbardziej ciekawych połączeń, jakie jadłam, które... ogromnie mi smakowało! Jest to cudowny ser do roztopienia z jakimś słodkim dodatkiem. Norwedzy bardzo częstą jedzą z nim swoje norweskie gofry zwane valfer. 
Inne sery są stosunkowo drogie, bardzo drogi jest cheddar czy mascarpone.
Produkty do mycia i pielęgnacji domu.
To produkty, które z jednej strony wydają się dosyć tanie, ale z drugiej strony, kiedy patrzysz, że płyn do mycia naczyń kosztuje 50 koron, zastanawiasz się, czy jest to ten rodzaj płynu, który umyje za Ciebie wszystkie naczynia:) Najbardziej irytuje mnie w Norwegii to, że oni bardzo lubią zamiatać takimi miotłami, które od razu są połączone z szufelką, ale...Miotła ta jest dosyć mała i ma krótką rączkę, więc podczas zamiatania ciągle trzeba się schylać. Te miotły są dosłownie wszędzie. W każdym domu, czy knajpie, w której byłam. Może i zajmują niewiele miejsca, ale są okropnie niewygodne do sprzątania. 
Dobrym rozwiązaniem dla zakupów są również arabskie sklepy i supermarkety. Znajdziemy tam miedzy innymi wiele egzotycznych produktów i takich, których nie ma w zwykłych sklepach. Warzywa i owoce są z reguły tańsze niż w supermarketach. To samo tyczy się na przykład masła orzechowego albo daktyli. Przyprawy również są tańsze niż w supermarkecie.
Ciekawe jest to, że w Oslo nie ma takich wielkich supermarketów, jak Tesco czy Auchan. Nawet galeria handlowa jest jakaś taka ciasna i mała, przynajmniej takie mam wrażenie.
To chyba tyle. O zakupach w Oslo można pisać dużo, bo jest na co zwrócić uwagę. Mam nadzieję, że komuś pomogłam tym wpisem i nakreśliłam wskazówki, jak kupować z głową:) Na kolejną część zapraszam niebawem;)















niedziela, 27 listopada 2016

Sałatka makaronowa z cukinią, wędzonym łososiem i szpinakiem

Sałatka makaronowa z cukinią, wędzonym łososiem i szpinakiem 

Pasta salad with zucchini, smoked salmon and spinach, for English scroll down


W większości przypadków proste rozwiązania są najsmaczniejsze. Tak też jest w tym przypadku. Nic trudnego- parę podstawowych składników, dressing i jedzenie gotowe. Ta sałatka najlepiej sprawdzi się na przyjęciach lub, jako lunch do pudełka. Jest pożywna, zdrowa i co najważniejsze bardzo dobra. Tych parę składników wymieszanych ze sobą sprawia, że jedzenie w pracy wcale nie musi być takie nudne;)

Sałatka makaronowa z cukinią, wędzonym łososiem i szpinakiem
duża miska sałatki

składniki:
- ok 250 g makaronu penne pełnoziarnistego lub bezglutenowego
- 1 cukinia- ok 300 g
- 150 g wędzonego łososia
- 3 duże garście świeżego szpinaku
- 3 łyżki oliwy
- 2 łyżeczki octu z białego wina
- 2 łyżeczki musztardy o łagodnym smaku
- sól, pieprz

Makaron ugotować al dente. Cukinie pokroić w cienkie plasterki, łososia posiekać na mniejsze kawałki. Szpinak przemyć w zimnej wodzie.
W małej miseczce połączyć razem oliwę i ocet. Dodać musztardę, przyprawić solą i pierzem i wszystko dokładnie wymieszać do połączenia. 
Do dużej miski wsypać makaron, łososia, cukinię i szpinak. Przed podaniem wymieszać z dressingiem.
Smacznego!

Pasta salad with zucchini, smoked salmon and spinach
one bowl of salad

ingredients:
- 250 g penne wholewheat or gluten free pasta
- 1 zucchini- about 300 g
- 150 g smoked salmon
- 3 big handful fresh spinach
- 3 tablespoon olive oil
- 2 teaspoon white wine vinegar
- 2 teaspoon mild mustard
- salt, pepper

Cook pasta al dente, following to directions on the package. Slice zuccini and cut salmon into smaller pieces. Wash spinach in the cold water and drain.
In a small bowl combine olive oil and vinegar. Add mustard and season with salt and pepper. Stir vigorously until well combined. 
In the big bowl add pasta, zucchini, salmon and spinach. Add dressing just before serving and stir to combine and mix ingredients.
Enjoy!




wtorek, 22 listopada 2016

Dyniowa babka czekoladowa

Dyniowa babka czekoladowa

Pumpkin chocolate babka, for English scroll down


Przepis na chocolate babka od dawna mnie kusił. Na pewno pojawi się klasyczna wersja tego ciasta, ale tym razem przygotowałam przepis specjalnie na jesień- z dodatkiem dyni. Jest to połączenie drożdżowej babki i chleba, ponieważ w przepisie zamiat zwykłęj mąki pszennej, dodałam chlebową i zamieniłam ją również nieco na mąkę żytnią razową, co powoduje, że ciasto nabiera mocniejszego charakteru. Nadzienie za to... czysta moc gorzkiej czekolady. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zjeść chociaż kawałka od razu po upieczeniu, kiedy babka byłą jeszcze gorąca a nadzienie płynne, istne cudo!

Dyniowa babka czekoladowa
keksówka 26 cm

składniki na nadzienie czekoladowe:
- 280 g gorzkiej czekolady (można dać pół na pół z mleczną)
- 40 g cukru
- 50 g zimnego masła

Czekoladę rozdrobnić w rozdrabniaczu razem z cukrem, dodać masło i zmiksować na grudkowatą pastę. Nadzienie najlepiej zrobić tuż przed wyłożeniem na ciasto.

składniki na kruszonkę:
- 50 g mąki żytniej razowej
- 40 g cukru
- 50 g zimnego masła

Wszystkie składniki rozetrzeć w palcach do powstania kruszonki. 

składniki na ciasto:
- 250 g mąki pszennej chlebowej
- 115 g mąki żytniej razowej
- 130 g puree dyniowego
- 1 jajko
- 30 g roztopionego masła
- 3 łyżeczki cukru
- 1/2 łyżeczki cynamonu
- 1/4 łyżeczki mielonego imbiru
- 1/8 łyżeczki kardamonu
- 1/8 łyżeczki gałki muszkatołowej
- 7 g drożdży suszonych instant
- 85 ml ml letniego mleka

- 1 lekko rozkłócone jajko z odrobiną mleka

W misce miksera połączyć razem mleko, drożdże, mąki, puree dyniowe, jajko, cukier oraz przyprawy. Po połączeniu składników dodać masło. Wyrobić elastyczne, ale trochę klejące się ciasto. Następnie przykryć ściereczką i odstawić na ok 1.5 godziny w ciepłe miejsce do podwojenia objętości.
Po tym czasie ciasto odgazować i rozwałkować na spory prostokąt, po czym rozsypać nadzienie czekoladowe, zostawiając ok 1 cm miejsca z każdej strony. Ciasto zwinąć wzdłuż dłuższego boku, następnie złożyć na pół i zwinąć w spiralę. Ciasto przełożyć do wyłożonej papierem do pieczenia keksówki i odstawić na 45 minut do napuszenia. 
W międzyczasie nastawić piekarnik na 180 C.- grzanie góra-dół.
Po wyrośnięciu ciasto wysmarować roztrzepanym jajkiem, posypać kruszonką i wstawić do nagrzanego piekarnika, piec ok 45- 50 minut do wyraźnego zrumienienia. Po tym czasie wyjąć z piekarnika i odstawić do ostudzenia. 
Smacznego!

Pumpkin chocolate babka
26 cm loaf pan

ingredients for chocolate filling:
- 280 g dark chocolate (half of chocolate you can substitute with milk chocolate)
- 40 g sugar
- 50 g cold butter

In a food processor blend chocolate with sugar, next add butter and blend until get a cruble paste. The best is to make the filling right before adding to the dough.

ingredients for crumbles:- 50 g whole rye flour
- 40 g sugar
- 50 g cold butter

Crush all ingredients with hand to get crumbles.

ingredients for dough:
- 250 g bread flour
- 115 g whole rye flour
- 130 g pumpkin puree
- 1 egg
- 30 g melted butter
- 3 tablespoons sugar
- 1/2 teaspoon cinnamon
- 1/4 teaspoon ground ginger
- 1/8 teaspoon cardamon
- 1/8 teaspoon nutmeg
- 7 g instant yeast
- 85 ml lukewarm milk

- 1 lightly beated egg with splash of milk

In a stand mixer bowl combine flours, pumpkin puree, egg, yeast, sugar, milk and spieces. Next add butter. Knead until get elastic but lightly sticky dough. Next cover with a kitchen cloth and set aside until double size in a warm place for about 1.5 hours.
Deflate the dough and roll out into big rectangle, sprinkle with chocolate filling, leaving 1 cm space on each side. Next roll the dough into a roller and fold in half. Next roll into a sprial. Take the dough into the loaf pan lined with a parchemnt paper, cover with the cloth and set aside for 45 minutes until puffs.
Meanwhile preheat oven to 180 C.
After rising, glaze babka with beated egg and sprinkle with crumbles. Tke into the preheated oven and bake approx. 45-50 minutes until the top is really golden-brown. Take out from the oven and set aside to cool.
Enjoy!





sobota, 19 listopada 2016

Oslo, część pierwsza. Czyli o tym, jak żyje się w kraju wikingów i łososia oraz parę migawek

Znalazłam chwilę czasu, żeby przejrzeć zdjęcia, które dotąd zrobiłam w Oslo. Niestety pogoda
norweska daje się we znaki i ciężko złapać tu chociaż promyk słońca. To wszystko prawda, co mówią: jest depresyjnie, nostalgicznie i wiecznie szaro. Miasto samo w sobie w promieniach słońca wygląda o niebo lepiej, ale na takie rarytasy można sobie długo poczekać. Przez te cztery tygodnie widziałam słońce może cztery, pięć razy? Spadł pierwszy śnieg, a przez ostatni tydzień wiecznie padało. Nie jest to pogoda, która nastawia na dobry humor, jest całkowicie odwrotnie. Zaczynasz odczuwać coś w rodzaju przymusu, aby na chwilę (na długą chwilę) usiąść i zacząć zastanawiać się nad najmroczniejszymi zakamarkami Twojej głowy. Starasz się zachować zdrowy rozum, ale przychodzi Ci to ciężko, bo wieczna szaruga za oknem w końcu wchodzi w Twoją głowę i staje się codziennością.
Nie jest łatwo żyć w Norwegii. Pomimo swojego piękna, skrywa mnóstwo ciemnych sekretów. 
Pogodę już omówiłam, czas na ludzi. W Oslo jest mnóstwo obcokrajowców, a na każdym rogu słyszy się język polski. Poznałam tutaj już wielu rodaków, niektórych bardzo pomocnych i miłych, niektórych wręcz odwrotnie. Czasami wydaję mi się, że samych Norwegów jest tutaj mniej niż nas, z obcego kraju. Norwegowie, jeśli już ich spotkasz są ludźmi bardzo miłymi ale powściągliwymi i zdystansowanymi. Nigdy nie wiesz, czy przekroczyłeś już ich strefę intymną i czy oni to zaakceptowali. Nigdy nie powiedzą wprost, że coś robisz źle, ale ich wzrok, niby taki elegancki, mówi wszystko. Wikingów, tych prawdziwych wikingów już chyba nie ma. Jest za to stos hipsterów z zarośniętą twarzą, uważającą się za ich potomków. W sklepie każdy się uśmiecha, ale jeśli stoisz za długo przy kasie, możesz dostrzec te bardzo delikatnie zwężające się usta, mówiące "szybciej, nie mam przecież czasu na Twoją resztę!". 
Każdy mówi po angielsku, to standard. Babcia w wieku 70 lat, 12-letnie dzieci. Każdy potrafi porozumieć się w języku angielskim. Nie zawsze jest to stopień godny native speakerów ale nie zginiesz. Znając angielski masz pewność, że wszystko załatwisz. Gorzej z pracą. Tutaj umiejętność mówienia po angielsku, nawet w najwyższym stopniu nie jest już zadowalająca. Może być pewnym atutem, ale pracodawcy coraz częściej wymagają umiejętności posługiwania się językiem norweskim lub skandynawskim. Ja nie znam norweskiego, umiem dogadać się przy kasie i powiedzieć parę bardzo prostych słów. Znalazłam pracę bez norweskiego, ale muszę poszukać nowej. I tak w koło. A pogoda wcale nie nastraja na dobre myślenie...
W urzędach dla obcokrajowców wszystko tłumaczone jest na język norweski, angielski i...polski:) Czasem przy okienkach pracują Polacy, którzy są w stanie pomóc osobom, które nie mówią ani po norwesku ani po angielsku. 
Samo Oslo jest miastem, które mnie osobiście się podoba. Jest trochę surowe, ciasne i małe, ale zdecydowanie ma to swój urok. Jeśli lubisz chodzić, w zasadzie wszędzie możesz dojść na piechotę. Nam udało się wynająć mieszkanie w zasadzie w centrum, więc nie korzystamy praktycznie w ogóle z komunikacji miejskiej, z czego się cieszę, ponieważ cały transport publiczny w Norwegii kosztuje fortunę. Bilet obejmujący pierwszą strefę miasta dla osoby dorosłej w jedną stronę to koszt 32 koron. Pociągi też nie są tanie, ale widoki, które można podziwiać są bezcenne. 
Cała organizacja związana z legalnym pobytem w Norwegii trochę spędza sen z powiek, bo trzeba dużo zrobić. Albo inaczej, trzeba to zrobić w dobrej kolejności. Bez pozwolenia, Polacy mogą zostać 3 miesiące na terenie kraju, jeśli masz zamiar przebywać dłużej, musisz się zarejestrować na policji, co nie jest takie proste, bo do tego musisz znaleźć mieszkanie. W samym Oslo terminy rejestracji to miesiąc do przodu więc warto się zapisać na spotkanie wcześniej. Ja muszę jechać do innego miasta, bo niestety po kupieniu biletów do Polski na święta okazało się, że pierwszy wolny termin na rejestrację jest w dniu mojego wylotu. Taka ironia.
Jeśli chcesz zostać dłużej, koniecznie musisz znaleźć pracę. Kiedy masz pierwszy upragniony kontrakt, musisz iść do urzędu skarbowego po kartę podatkową i numer personalny. Obcokrajowcy najczęściej dostają d-nummer. Kiedy masz już d-nummer możesz ubiegać się o otworzenie konta w banku( ja po miesiącu pobytu tutaj jestem na tym etapie) i z tego, co słyszałam nie jest to takie proste., bo do tego musisz mieć papier z policji, kontrakt od pracodawcy, referencje z polskiego banku, d-nummer i kartę podatkową i oczywiście paszport. Bez konta bankowego, nie otrzymasz wypłaty albo otrzymasz ją pomniejszoną o 50% podatek. Na konto w banku czeka się, uwaga... 6 do 8 tygodni;) Z tego wynika, że ja moją wypłatę dostanę w: styczniu? 
Mieszkanie to całkiem inna sprawa. My miałyśmy niewiarygodne szczęście z mieszkaniem, bo nie musiałyśmy płacić depozytu przy wynajmie. W prawie wszystkich przypadkach musisz liczyć się z tym, że przy wynajmie pokoju, mieszkania, domu, czegokolwiek, należy zapłacić depozyt, który wynosi trzymiesięczny czynsz. Pomyśl sobie teraz, że wynajem pokoju dla dwóch osób to koszt ok 7.5-8 tysięcy koron (w centrum) i pomnóż to sobie razy trzy. Tak, tyle musisz zapłacić na samym początku.
Norwegia to bardzo wymagający kraj, trzeba na początku dużo poświęcić i absolutnie nie poddawać się, bo w innym wypadku, szybko wrócicie do Polski. Zarobki są bardzo przyzwoite, trzeba jedynie zakręcić się przy paru pracach. W lato jest zapewne o wiele prościej, dlatego wielu z nas wyjeżdża właśnie wtedy. Ja chciałam zrobić na przekór, ale mam 100 razy bardziej pod górkę. Co z tego wszystkiego wyjdzie? Tego nawet ja nie wiem. Ale głowa do góry, trzeba wierzyć, że będzie lepiej;)