Wyspy Hvaler
(Wszystkie zdjęcia robiona są telefonem, ponieważ... zapomniałam aparatu, więc jakość nie jest najlepsza, jednak nieważne jakie zdjęcia, wszystkie oddają piękno tych miejsc).
Decyzję o wyjeździe do Hvaler podjęliśmy spontanicznie. Chcieliśmy wybrać miejsce, które będzie dobre na camping i, gdzie pogoda nie będzie deszczowa. Nasza pierwsza opcja niestety odpadła- bezustanny deszcz, więc stwierdziliśmy że wyspy Hvaler będą lepszym wyborem.
Dla mnie była to podwójna przygoda, bo tak naprawdę nigdy nie spałam pod namiotem, nie wliczając dziecięcych nocy w ogródku pod namiotem. Przed wyjazdem przeczytałam cały internet w poszukiwaniu wskazówek, jak przygotować się do campingu i, co należy ze sobą wziąć. J. miał większe doświadczenie i razem przygotowaliśmy listę najpotrzebniejszych rzeczy. Musieliśmy ograniczyć je do minimum, ponieważ nie wynajmowaliśmy samochodu i cały nasz dobytek musiał zmieścić się w plecakach. Kochani, nie wiem ile kilogramów udało Wam się nieść w plecaku, ale ja miałam ich zdecydowanie za dużo podczas tej podróży;D Mój plecak był bardzo ciężki, ale plecak J. był, jak skała. Na mapach, które dla Was przygotowałam, możecie zobaczyć ile musieliśmy przejść, żeby dostać się do raju okupionego plecakiem wagi połowy mojego całego ciała.
Cała nasza wycieczka rozpoczęła się na Bussterminalen w Oslo, gdzie, co godzinę odjeżdża autobus do Hvaler. Jazda jest czystą przyjemnością, gdyż można podziwiać piękne widoki wokół nas.
Po dotarciu do przystanku Brattestø na wyspie Asmaløy, skierowaliśmy się na drogę Hauserveien i idąc nią do końca doszliśmy do baru Sjøsiden, skąd rozpoczynał się szlak po wybrzeżu, które należy do Ytre Hvaler Nasjonalpark. Droga zaczyna się od przeprawy przez kamienie, następnie przez polane i lasek, żeby znowu wyjść na wybrzeże i podążać za kamienistym szlakiem. Widoki są piękne i jedyne w sowim rodzaju. Pogoda zaczęła nam sprzyjać i w połowie drogi zrobiło się naprawdę ciepło. Po ok 2 godzinach drogi, wymęczeni ale szczęśliwi dotarliśmy na miejsce i rozbiliśmy namiot zaraz obok morza. Okazało się to również idealnym miejscem na zrobienie ogniska, ponieważ morze wyrzuciło mnóstwo drewna na brzeg. Było to jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie widziałam, obecność morza tak blisko sprawiała wrażenie, jakbym ciągle w nim była.
Nazajutrz z samego rana wybraliśmy się na "przechadzkę", aby dojść do Vikertangen Radar, skąd rozpościerał się niesamowity widok na morze. (na mapie wkradła się literówka w nazwie)
Po obiedzie zaczęliśmy zbierać nasze rzeczy i rozkładać namiot, bo zaczęło niesamowicie wiać i o mało co nie zwiało nam namiotu. Postanowiliśmy przejść na drugą stronę wyspy, aby dojść do miejscowości Skipstadsand, gdzie J. wyczytał o świetnym miejscu na camping. Idąc w zasadzie równie ciężkim plecakiem, dotarliśmy na miejsce z małymi komplikacjami, ponieważ w pewnym momencie nie wiedzieliśmy, w którą stronę iść. Jednak po chwili udało się znaleźć odpowiednią drogę i dotarliśmy do równie pięknego, ale całkiem innego miejsca. Nasz drugi capming był równie blisko morza, jednak obok znajdował się las, więc otoczenie było zupełnie odmienne.
Na następny dzień dotarliśmy do przystanku autobusowego Skipstad i stamtąd pojechaliśmy na kolejną wyspę Kirkeøy do miasteczka Skjærhalden. Jest to małe, urokliwe miasteczko nadmorskie, w którym po całym tym wysiłku zjadłam jedne z najlepszych lodów, jakie próbowałam! Byliśmy tam zaledwie parę godzin, ponieważ później mieliśmy już autobus do domu, więc nie zobaczyliśmy dużo, jednak mam z tego miejsca piękną panoramę, którą możecie zobaczyć poniżej.
Był to fantastyczny wyjazd, który zdecydowanie powtórzyłabym jeszcze raz. Spanie pod namiotem ma swoje plusy i minusy, jednak dla mnie jest to świetna opcja na tańsze zwiedzanie Norwegii.
No właśnie namiot, i co potem?
Do campingu należy się przygotować, trzeba zabrać ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i, jak w naszym wypadku- trzeba taszczyć ze sobą jedzenie. Przed wyjazdem zrobiłam jadłospis i listę rzeczy do zabrania.
Co do jedzenia- prosto, z kaloriami i w miarę możliwości najbardziej lekko, jak się da. Niestety to właśnie jedzenie zabierało najwięcej miejsca i energii, kiedy nieśliśmy plecaki. Z perspektywy czasu wiem, że wzięliśmy za dużo jedzenia i potem jedliśmy tyle, ile się da, żeby nie zabierać tego ponownie ze sobą. Pomimo polowych warunków, udało mi się zrobić naprawdę fajne dania z pomocą kuchenki turystycznej, jaką zakupiliśmy w outlecie sportowym. Jest to kuchenka turystyczna, do której przymocowuje się butlę z gazem za pomocą przewodu doprowadzającego gaz. Kupiliśmy cały zestaw, w skład którego wchodzi osłonka na palnik, dwa garnki, chwytak do gorących naczyń, czajnik, patelnia, patelnia grillowa. i pokrowiec Muszę przyznać, że jestem z tego zakupu bardzo zadowolona. Do tej pory sprawdza mi się świetnie i, kiedy jedziemy pod namiot, mamy zapewniony wspaniały ciepły posiłek.
Jeśli chodzi o niezbędnik, który należy wziąć na wyprawę to masa podstawowych rzeczy, które są oczywiste, ale o których czasem zapominamy. Najważniejsze to:
- namiot
- śpiwory
- mata pod śpiwór
- ubrania- w zależności na ile jedziecie. Pamiętajcie, że należy wziąć zapasowe rzeczy, kiedy okaże się, że będzie bardzo padać i wszystko co macie na sobie jest mokre. Wiadomo, nie należy przesadzać i zabierać całej szafy, ale podwójne spodnie, koszulki i bluza to podstawa!
- kurtka przeciwdeszczowa
- wygodne buty- polecam zaopatrzyć się w buty trekkingowe, ja na drugim wyjeździe miałam adidasy i mimo że wygodne, byłam przerażona, że zaraz zwichnę kostkę, ale o tym kiedy indziej;)
- koc, jeśli noce mają być bardzo zimne
- talerze, sztućce i kubki- polecam plastikowe naczynia wielokrotnego użytku
- ostry nóż- myśliwski lub wojskowy- J. ma bzika na tym punkcie, ale faktycznie jest niesamowicie potrzebny w pewnych przypadkach, takich jak robienie obiadu, ostrzenie patyków na ognisko i przycinanie małych gałęzi
- kuchenka turystyczna
- butla z gazem lub paliwem
- mała plastikowa deska do krojenia
- łyżka lub szpatułka do mieszania
- zapałki lub zapalniczka
- papier toaletowy
- chusteczki wilgotne- zbawienie, kiedy nie masz dostępu do wody...
- chusteczki higieniczne
- pudełko wodoodporne na przechowywanie najcenniejszych rzeczy
- osłona na plecak w razie deszczu
- latarka
- krem przeciwsłoneczny
- krem przeciw insektom
- jedzenie
- plastry i bandaż
- telefon komórkowy
- power bank i łądowarka do telefonu
Bardzo ważne jest, aby wcześniej zaplanować wyjazd, przynajmniej "mniej więcej". J. jest zwolennikiem odkrywania terenów bez wcześniejszych planów, jednak ja wolę mieć wszystko poukładane przed wyjazdem. Na szczęście J. ma świetną orientację w terenie, więc zawsze wie, gdzie iść, żeby się nie zgubić i w tej kwestii ufam mu całkowicie. Warto jednak zrobić zdjęcia mapy przed wyjazdem czy po prostu mieć mapę offline, którą można użyć bez dostępu do internetu.
Woda mineralna jest niezbędna i zawsze, kiedy macie możliwość, należy skorzystać i zaopatrzyć się w nią. My podczas wyjazdu pytaliśmy po prostu ludzi, czy mogliby nam nalać wody z kranu. W Norwegii woda z kranu jest zdatna do picia i zawiera dużo minerałów. Kiedy żal było nam marnować wody do gotowania na przykład ryżu, musieliśmy iść na kompromis i używaliśmy wody z morza. Oczywiście ryż był za słony, jednak można to zminimalizować niedodawaniem soli w ogóle do sosu. W Norwegii wiele miejsc ma dostęp do bieżącej wody, jednak akurat tam, gdzie byliśmy my, woda była ciężko dostępna.
Czasem warunki campingowe nie są idealne, jest morko lub zimno ale najważniejsze jest dobre nastawienie. Ja parę razy wątpiłam, ale J. zawsze motywował mnie i podnosił na duchu. Camping to świetna przygoda, którą będziecie pamiętać do końca życia. Norwegia jest zdecydowanie świetnym miejscem na spanie pod namiotem, bliskość natury bije w oczy i widoki zapierają dech w piersiach. Jest tyle miejsc, które warto zwiedzić i Hvaler jest jednym z nich. Koniecznie sprawdźcie, jeśli będziecie w pobliżu.