Znalazłam chwilę czasu, żeby przejrzeć zdjęcia, które dotąd zrobiłam w Oslo. Niestety pogoda
norweska daje się we znaki i ciężko złapać tu chociaż promyk słońca. To wszystko prawda, co mówią: jest depresyjnie, nostalgicznie i wiecznie szaro. Miasto samo w sobie w promieniach słońca wygląda o niebo lepiej, ale na takie rarytasy można sobie długo poczekać. Przez te cztery tygodnie widziałam słońce może cztery, pięć razy? Spadł pierwszy śnieg, a przez ostatni tydzień wiecznie padało. Nie jest to pogoda, która nastawia na dobry humor, jest całkowicie odwrotnie. Zaczynasz odczuwać coś w rodzaju przymusu, aby na chwilę (na długą chwilę) usiąść i zacząć zastanawiać się nad najmroczniejszymi zakamarkami Twojej głowy. Starasz się zachować zdrowy rozum, ale przychodzi Ci to ciężko, bo wieczna szaruga za oknem w końcu wchodzi w Twoją głowę i staje się codziennością.
Nie jest łatwo żyć w Norwegii. Pomimo swojego piękna, skrywa mnóstwo ciemnych sekretów.
Pogodę już omówiłam, czas na ludzi. W Oslo jest mnóstwo obcokrajowców, a na każdym rogu słyszy się język polski. Poznałam tutaj już wielu rodaków, niektórych bardzo pomocnych i miłych, niektórych wręcz odwrotnie. Czasami wydaję mi się, że samych Norwegów jest tutaj mniej niż nas, z obcego kraju. Norwegowie, jeśli już ich spotkasz są ludźmi bardzo miłymi ale powściągliwymi i zdystansowanymi. Nigdy nie wiesz, czy przekroczyłeś już ich strefę intymną i czy oni to zaakceptowali. Nigdy nie powiedzą wprost, że coś robisz źle, ale ich wzrok, niby taki elegancki, mówi wszystko. Wikingów, tych prawdziwych wikingów już chyba nie ma. Jest za to stos hipsterów z zarośniętą twarzą, uważającą się za ich potomków. W sklepie każdy się uśmiecha, ale jeśli stoisz za długo przy kasie, możesz dostrzec te bardzo delikatnie zwężające się usta, mówiące "szybciej, nie mam przecież czasu na Twoją resztę!".
Każdy mówi po angielsku, to standard. Babcia w wieku 70 lat, 12-letnie dzieci. Każdy potrafi porozumieć się w języku angielskim. Nie zawsze jest to stopień godny native speakerów ale nie zginiesz. Znając angielski masz pewność, że wszystko załatwisz. Gorzej z pracą. Tutaj umiejętność mówienia po angielsku, nawet w najwyższym stopniu nie jest już zadowalająca. Może być pewnym atutem, ale pracodawcy coraz częściej wymagają umiejętności posługiwania się językiem norweskim lub skandynawskim. Ja nie znam norweskiego, umiem dogadać się przy kasie i powiedzieć parę bardzo prostych słów. Znalazłam pracę bez norweskiego, ale muszę poszukać nowej. I tak w koło. A pogoda wcale nie nastraja na dobre myślenie...
W urzędach dla obcokrajowców wszystko tłumaczone jest na język norweski, angielski i...polski:) Czasem przy okienkach pracują Polacy, którzy są w stanie pomóc osobom, które nie mówią ani po norwesku ani po angielsku.
Samo Oslo jest miastem, które mnie osobiście się podoba. Jest trochę surowe, ciasne i małe, ale zdecydowanie ma to swój urok. Jeśli lubisz chodzić, w zasadzie wszędzie możesz dojść na piechotę. Nam udało się wynająć mieszkanie w zasadzie w centrum, więc nie korzystamy praktycznie w ogóle z komunikacji miejskiej, z czego się cieszę, ponieważ cały transport publiczny w Norwegii kosztuje fortunę. Bilet obejmujący pierwszą strefę miasta dla osoby dorosłej w jedną stronę to koszt 32 koron. Pociągi też nie są tanie, ale widoki, które można podziwiać są bezcenne.
Cała organizacja związana z legalnym pobytem w Norwegii trochę spędza sen z powiek, bo trzeba dużo zrobić. Albo inaczej, trzeba to zrobić w dobrej kolejności. Bez pozwolenia, Polacy mogą zostać 3 miesiące na terenie kraju, jeśli masz zamiar przebywać dłużej, musisz się zarejestrować na policji, co nie jest takie proste, bo do tego musisz znaleźć mieszkanie. W samym Oslo terminy rejestracji to miesiąc do przodu więc warto się zapisać na spotkanie wcześniej. Ja muszę jechać do innego miasta, bo niestety po kupieniu biletów do Polski na święta okazało się, że pierwszy wolny termin na rejestrację jest w dniu mojego wylotu. Taka ironia.
Jeśli chcesz zostać dłużej, koniecznie musisz znaleźć pracę. Kiedy masz pierwszy upragniony kontrakt, musisz iść do urzędu skarbowego po kartę podatkową i numer personalny. Obcokrajowcy najczęściej dostają d-nummer. Kiedy masz już d-nummer możesz ubiegać się o otworzenie konta w banku( ja po miesiącu pobytu tutaj jestem na tym etapie) i z tego, co słyszałam nie jest to takie proste., bo do tego musisz mieć papier z policji, kontrakt od pracodawcy, referencje z polskiego banku, d-nummer i kartę podatkową i oczywiście paszport. Bez konta bankowego, nie otrzymasz wypłaty albo otrzymasz ją pomniejszoną o 50% podatek. Na konto w banku czeka się, uwaga... 6 do 8 tygodni;) Z tego wynika, że ja moją wypłatę dostanę w: styczniu?
Mieszkanie to całkiem inna sprawa. My miałyśmy niewiarygodne szczęście z mieszkaniem, bo nie musiałyśmy płacić depozytu przy wynajmie. W prawie wszystkich przypadkach musisz liczyć się z tym, że przy wynajmie pokoju, mieszkania, domu, czegokolwiek, należy zapłacić depozyt, który wynosi trzymiesięczny czynsz. Pomyśl sobie teraz, że wynajem pokoju dla dwóch osób to koszt ok 7.5-8 tysięcy koron (w centrum) i pomnóż to sobie razy trzy. Tak, tyle musisz zapłacić na samym początku.
Norwegia to bardzo wymagający kraj, trzeba na początku dużo poświęcić i absolutnie nie poddawać się, bo w innym wypadku, szybko wrócicie do Polski. Zarobki są bardzo przyzwoite, trzeba jedynie zakręcić się przy paru pracach. W lato jest zapewne o wiele prościej, dlatego wielu z nas wyjeżdża właśnie wtedy. Ja chciałam zrobić na przekór, ale mam 100 razy bardziej pod górkę. Co z tego wszystkiego wyjdzie? Tego nawet ja nie wiem. Ale głowa do góry, trzeba wierzyć, że będzie lepiej;)
Angie trzymam kciuki za Was! aż się tym wpisem cofnęłam do mojej przeprowadzki do UK, ile było zachodu z bankiem...Najgorszy problem to miałam z mieszkaniem - znalezienie dobrego lokum w Bristolu graniczyło z cudem. I tak zakisiliśmy się w domu z 4 innymi parami, warunki to chyba pod namiotem były by lepsze. Zaciskałam codziennie zęby i mówiłam - to tylko na chwilę. Z chwili zrobiło się 1,5 roku. Ale daliśmy radę. Z zdobytym doświadczeniem poszliśmy dalej w świat! Na chwilę obecną zatrzymaliśmy się w fajnym Porto :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło!
Brzmi to wszystko bardzo skomplikowanie. Dlatego tym bardziej podziwiam Twoją decyzję i samozaparcie, jesteś nieprawdopodobnie odważna! :) życzę powodzenia i cierpliwości, dobrej pracy i pozytywnej energii :*
OdpowiedzUsuńŚciskam, otuchy dodaję. Wszystko uda się jak po maśle. Leć do jakiejś wypiekarni i pokazuj bloga.
OdpowiedzUsuńCiekawy kraj, chociaż trudny do życia, ciekawa architektura Oslo - dla mnie tereny zupełnie nie znane, dlatego z zaciekawieniem przeczytałam Twoją relację :) Powodzenia! :)
OdpowiedzUsuńŚliczne zdjęcia i widoki :)
OdpowiedzUsuńTe wszystkie kraje skandynawskie są jednak do siebie podobne ;)
OdpowiedzUsuńW Danii też trzeba zapłacić depozyt przy wynajmie, a zdobycie żółtej karty to nie lada wyczyn. Żeby ją dostać, trzeba mieć kontrakt na pracę; żeby dostać kontrakt, trzeba mieć kartę. I tak w koło Macieju... \a to założenie konta w banku to pięć minut i po sprawie ;)
Duńczycy też są bardzo mili, choć powściągliwi na początku. za to nigdy się chyba nie spieszą i na wszystko mają czas, ale jak zapytasz, to powiedzą Ci, że są taaaacy zapracowani ;)
Pogoda też depresyjna, szara i bezsłoneczna, ale po paru latach nawet do tego można się przyzwyczaić :)
Co do rodaków, to nauczyłam się, że jednak lepiej ich unikać. Nie rozumiem tego zupełnie; Czesi, Słowacy czy Chorwaci są dla siebie przemili i pomocni; my, Polacy, staramy się robić sobie pod górkę najbardziej, jak to tylko możliwe. Takie przynajmniej ja mam doświadczenia. W Horsens, gdzie mieszkałam wcześniej, też można Polaków spotkać na każdym rogu; tutaj, gdzie przeniosłam się teraz, jeszcze polskiego nie słyszałam. I - o zgrozo! - dobrze mi z tym.
Trzymam kciuki i czekam na kolejne sprawozdania z podróży :)
To w takim razie życzę Tobie powodzenia, a przede wszystkim dużo cierpliwości oraz wytrwałości! Nie wiedziałam, że w Norwegii jest tylu Polaków i nie przypuszczałam, że tak trudno jest tam zorganizować pobyt. A zdjęcia z Norwegii bardzo mi się podobają :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia super i bardzo ciekawa relacja z pobytu:) pierwsze lody już przełamane, teraz powinno być łatwiej, czego z całego serca życzę:)
OdpowiedzUsuńŁadne zdjęcia :) Zgadzam się również z Twoimi spostrzeżeniami.
OdpowiedzUsuńJa przeprowadziłam się do Oslo w marcu, więc pogoda już była lepsza, więcej słońca i dzień dłuższy, ale i tak na początku nie było mi łatwo. Bardzo długo czekałam na d-nummer, wynajmowałam mieszkania na airbnb (co tydzień inne) i w ostatniej chwili przed pierwszą wypłatą udało mi się zalożyć konto w banku... Było sporo stresu pomimo tego, że od początku miałam pracę i pracodawca bardzo mnie wspierał.
Stopniowo się wszystko jakoś poukłada! Ta det rolig! ;)