Grünerløkka. To tutaj mieszkam. Dopiero po zamieszkaniu w tej części miasta, zostałam uświadomiona, że jest do dosyć popularna dzielnica Oslo. Dosyć "artystyczna" i zawierająca tzw. koncept. W weekendy jest tutaj mnóstwo młodych ludzi, którzy chętnie wydają swoje pieniądze w jednym z wieeeluu barów w tej okolicy. Ja mieszkam trochę dalej od tego całego zgiełku i stowarzyszenia artystycznego, więc mam względny spokój. Mieszkam za to obok arabsko- afrykańskiej dzielnicy, więc często spotykam po drodze ludzi właśnie z tamtych okolic.
Na zdjęciach pokazałam Wam drogę, którą często przemierzam do centrum i na Grønlands Torg, gdzie owoce i warzywa naprawdę są czasem tańsze niż w Polsce! Jest to droga wzdłuż rzeki Akerselva, która przepływa przez Oslo. Zdjęcia z tej bardziej artystycznej części Oslo albo już Wam pokazałam w pierwszej części albo zapewne pojawią się jeszcze na blogu:)
Nie mam co narzekać na swoje miejsce zamieszkania. Mieszkam na tyle blisko, że w zasadzie wszędzie mogę dojść na piechotę, na szczęście! Oczywiście czasem trzeba iść pół godziny w jedną stronę, ale wolę się przejść niż wydawać te horrendalne sumy na bilety komunikacji miejskiej. Do najbardziej znanej ulicy w Oslo, czyli Karl Johans gate mam może 15 minut piechotą, nawet mniej. Mamy spore mieszkanie, umeblowane, z nową łazienką. Cena za pokój oczywiście przewyższa wynajem całego mieszkania w Polsce, ale cóż, to nie Polska przecież;)
Sklepy i zakupy.
To temat, który może zaciekawić każdego. Gdzie kupować, żeby było najtaniej? Jakie są sklepy w Oslo? Co warto, a czego nie warto kupować?
Szczerze mówiąc moje zakupy w Oslo ograniczają się do tych spożywczych. Jeśli chodzi o ubrania, wolę je kupić w Polsce i przywieźć do Oslo, o wiele bardziej się opłaca. Po za tym, jest tutaj o wiele mniej marek niż w Polsce. Marek, których na pewno nie ma stacjonarnie w Polsce to Bik Bok, Dressmann, czy Helly Hansen. Mam wrażenie też, że H&M jest na każdym kroku:)
Z kosmetykami bywa różnie, ponieważ bardzo często są przeróżne promocje albo po prostu kosmetyki są nawet nieco tańsze niż w Polsce. Przykład tuszu do rzęs z Loreal, którego w Polsce koszt to ok 60 zł. Tutaj zapłacisz za niego 110 koron, czyli nawet nieco mniej niż w Polsce. Jednak nie ze wszystkimi produktami jest podobnie.
No więc gdzie kupować?
Najtańszymi supermarketami w Oslo są Kiwi i Rema 1000. To takie polskie biedronki. W Kiwi znajduje się marka "First Price", która oferuje najtańsze produkty i, które naprawdę czasem warto kupić, bo są tej samej jakości, co te z wyższej półki cenowej. Do tańszych supermarketów można zaliczyć też Coop i Meny albo Bunnpris, ale warto pochodzić i porozglądać się za cenami, żeby wiedzieć, gdzie można znaleźć najtańsze produkty, bo ceny naprawdę mogą wahać się nawet o 10 koron.
Narvesen, 7-eleven i Deli de Luca to takie polskie Żabki. Jest ich mnóstwo i można tam kupić drożdżówki, słodycze, kanapki i napoje. Zazwyczaj jest tam o wiele drożej niż w zwykłych supermarketach, więc nie warto kupować tam na przykład słodyczy, choć czasami mają naprawdę kuszące promocje, a w Narvesen po godzinie 21:30 albo 22:00 wszystkie "świeże" rzeczy, w tym drożdżówki, czy kanapki są o połowę ceny tańsze.
Warzywa i owoce.
Te najlepiej kupować na targu, o którym wspomniałam Wam wcześniej, na Grønlands Torg. Przez cały pobyt tutaj zauważyłam, że niektóre warzywa i owoce są tańsze niż w Polsce, na przykład awokado, persymona, banany czy ziemniaki. Dosyć drogie są papryki, kalafior, małe ostre papryczki czy jagody, maliny albo jeżyny. Wszystko zależy w zasadzie od tego, jakie aktualnie są ceny danego dnia i, czy nie ma żadnych promocji.
Mięso.
Na samym początku kupowałyśmy mięso w supermarkecie, ale znalazłyśmy sklep mięsny, który ma względnie tanie produkty. Ogólnie rzecz biorąc mięso jest w Norwegi bardzo drogie, a kurczak to już w ogóle. Czasami ceny kurczaka są bardzo podobne do cen mięsa wieprzowego. Wołowina jest najdroższa. Jeśli chodzi o ryby to mrożone są oczywiście o wiele tańsze, świeże również są drogie. Jeśli chodzi o krewetki to bywa różnie. W supermarketach krewetki, które są już ugotowane i najbardziej nadają się do tradycyjnej norweskiej kanapki z krewetkami (rekesmørbrød) są względnie tanie. Te większe odmiany są już najczęściej o wiele droższe.
Nabiał.
Jak na warunki norweskie są to produkty raczej tanie, choć, kiedy przeliczymy sobie cenę 1 litra mleka na złotówki, wychodzi mniej więcej 15 zł. Nie oznacza to jednak, że jest to drogi produkt. Nauczyłam się tutaj bardzo ważnej rzeczy: pomyśl ile przeciętny Polak ze stawką ok 10 zł na godzinę musi pracować na zakupy za 100 zł- ok 10 godzin, cały dzień. W Norwegii przeciętny Norweg pracuje na zakupy o wartości 200 koron ok 1.5-2 godziny. Jest różnica? Nauczyłam się już nie porównywać cen, bo to bardzo zbędne. Niemądre jest przeliczanie wszystkiego i dziwienie się, jakie te produkty są drogie. Tak, Norwegia to cholernie drogi kraj, ale musimy zauważyć, że oni zarabiają od nas 7 razy więcej.
Słodycze.
To towar, który ma swoje tanie i bardzo drogie oblicze. Na szczęście jest bardzo dużo promocji i względnie dobrej jakości produkty można kupić za niewielką cenę. Nie zmienia to jednak faktu, że dobra czekolada kosztuje tutaj dosyć sporo. Zdarzają się jednak produkty, które są śmiesznie tanie, porównując do jakości. Przykład? Pierniki pepperkaker. W kiwi 300 g takich pierników to cena 15 koron, czyli w zasadzie sprawa groszowa. Trzeba szukać i sprawdzać promocje, a na pewno znajdzie się wiele dobrych rzeczy.
Alkohol i papierosy.
Taak, tutaj wchodzimy na terytorium lwa. Te produkty w Norwegii są bardzo drogie. Za paczkę papierosów należy zapłacić średnio 110 koron i wzwyż. Alkohol ma się podobnie. Dlatego... W Norwegii bardzo regularnie kwitnie czarny rynek. Za litr wódki można otrzymać 250 koron a za wagon papierosów 500 koron. To w sumie świetny deal dla Polaków, który kupują litr wódki za 40 zł na strefie bezcłowej i sprzedają za 250 koron tutaj na miejscu.
Sery.
Norwedzy nie wiedzą, co to twaróg. Nie ma go nigdzie, więc szanse zrobienia sernika bardzo maleją. Mają za to swój bardzo specyficzny brązowy ser, który zazwyczaj je się... na słodko. Na początku nie mogłam się przekonać, ale kiedy zrobiłam sobie tosta własnie z brunost , dżemem truskawkowym i bananem... Musiałam wtedy przyznać, że to jedno z najbardziej ciekawych połączeń, jakie jadłam, które... ogromnie mi smakowało! Jest to cudowny ser do roztopienia z jakimś słodkim dodatkiem. Norwedzy bardzo częstą jedzą z nim swoje norweskie gofry zwane valfer.
Inne sery są stosunkowo drogie, bardzo drogi jest cheddar czy mascarpone.
Produkty do mycia i pielęgnacji domu.
To produkty, które z jednej strony wydają się dosyć tanie, ale z drugiej strony, kiedy patrzysz, że płyn do mycia naczyń kosztuje 50 koron, zastanawiasz się, czy jest to ten rodzaj płynu, który umyje za Ciebie wszystkie naczynia:) Najbardziej irytuje mnie w Norwegii to, że oni bardzo lubią zamiatać takimi miotłami, które od razu są połączone z szufelką, ale...Miotła ta jest dosyć mała i ma krótką rączkę, więc podczas zamiatania ciągle trzeba się schylać. Te miotły są dosłownie wszędzie. W każdym domu, czy knajpie, w której byłam. Może i zajmują niewiele miejsca, ale są okropnie niewygodne do sprzątania.
Dobrym rozwiązaniem dla zakupów są również arabskie sklepy i supermarkety. Znajdziemy tam miedzy innymi wiele egzotycznych produktów i takich, których nie ma w zwykłych sklepach. Warzywa i owoce są z reguły tańsze niż w supermarketach. To samo tyczy się na przykład masła orzechowego albo daktyli. Przyprawy również są tańsze niż w supermarkecie.
Ciekawe jest to, że w Oslo nie ma takich wielkich supermarketów, jak Tesco czy Auchan. Nawet galeria handlowa jest jakaś taka ciasna i mała, przynajmniej takie mam wrażenie.
To chyba tyle. O zakupach w Oslo można pisać dużo, bo jest na co zwrócić uwagę. Mam nadzieję, że komuś pomogłam tym wpisem i nakreśliłam wskazówki, jak kupować z głową:) Na kolejną część zapraszam niebawem;)
Ładne miasto :D Powodzenia :D
OdpowiedzUsuńWcześnie z rana tylko zdjęcia,do relacji wrócę później:) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńSuper:)możesz pisać przewodniki:)czekam na ciąg dalszy...
UsuńCzyli z zakupami sprawa ma się podobnie jak w Danii :)
OdpowiedzUsuńTutaj też twarogu nie uświadczysz (na szczęście jest polski sklep, w którym twaróg mają - choć w zawrotnej cenie), Many lubię za asortyment (można w nim kupić kasztany, których próżno szukać w innych sklepach), a targi azjatyckie to moje ulubione miejsca, gdzie można kupić mnóstwo ciekawych rzeczy (chałwa, trufle, czerwone pomarańcze...).
Cen nie warto porównywać, bo i zarobki są zupełnie inne. Choć na początku, musze przyznać, ceny mleka i chleba spędzały mi sen z powiek ;)