Do pałacu królewskiego prowadzi chyba najpopularniejsza ulica w Oslo: Karl Johans gate. Jest to ulica pełna sklepów, przede wszystkim z ubraniami, gdzie znajdziemy te marki z wyższej półki, jak Michael Kors, Hugo Boss, Gucci czy Louis Vuitton. Jest to ulica z pewnością elegancka, o "drogim" wydźwięku. Można tutaj znaleźć również wiele barów i knajp, których ceny za piwo na pewno są wyższe niż w innych miejscach w Oslo. Sam Pałac Królewski nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, ale park, który jest tuż obok wygląda wspaniale, przede wszystkim w taką pogodę, w jaką udało mi się go odwiedzić. Piękne kolory jesieni był wszędzie, w zasadzie nie wiedziałam, gdzie mam skupić uwagę na zrobienie zdjęcia, bo wszędzie było pięknie. Można tu spotkać mnóstwo ludzi, którzy po prostu przyszli na spacer, w tym bardzo dużo matek z dziećmi, osoby biegające czy turystów, którzy z bliska chcą zobaczyć Pałac Królewski. Zazdroszczę tym, którzy mieszkają blisko parku, w zimę musi być jeszcze piękniej.
Praca w Norwegii.
To temat, którym zainteresowanych jest mnóstwo Polaków. Legalnie w Norwegii jest tu bowiem prawie 100 tysięcy Polaków. Legalnie... Myślę, że jest nas tutaj o wiele więcej. Polski język jest wszędzie i na każdym kroku można spotkać rodaków. Ostatnio miałam dosyć bzdurną sytuację z tzw. "Polaczkami". Szłam ulicą, po pracy, zmęczona, jak nie powiem co. Nagle słyszę słowa typu "Ej mała, ładniutka jesteś". Szkoda, że trafili na Polkę, która doskonale zrozumiała wydźwięk tych słów. Przykro jest patrzeć, jak niektórzy Polacy reprezentują nasz kraj na obczyźnie, ale cóż. To inny temat na refleksje.
O pracę w Norwegii coraz gorzej. Nie mówię, że znalezienie tej pracy jest niemożliwe, bo jestem przykładem, że można, ale jest ciężej. Wybrałam też sobie gorszy okres, ponieważ przyjeżdżanie tutaj na rozpoczęcie roku akademickiego wiąże się z konkurencją ze strony Norwegów i Szwedów, którzy też chcą zarobić podczas studiów. Myślę, że o wiele łatwiej jest w wakacje, gdzie miasto naprawdę tętni życiem i restaurację pękają w szwach od natłoku ludzi, a większość Norwegów wyjeżdża na wakacje.
Ja opowiem o tym, co mnie spotkało. Nie chcę tego porównywać do pracy w wakacje, bo nie wiem, jak wtedy zdobywa się tutaj pracę. Od wielu ludzi słyszałam, że wcale nie wynajmuje się mieszkań, po prostu przyjeżdża się pod namiot i przez trzy miesiące maluje płoty albo domy a pieniądze ma się do ręki. Ale to tylko tymczasowe podejście do sprawy. Jeśli chcesz zostać dłużej, musisz uruchomić całą machinę biurokratyczną, która, uwierzcie mi, nie ma końca.
Praca w Norwegii.
To temat, którym zainteresowanych jest mnóstwo Polaków. Legalnie w Norwegii jest tu bowiem prawie 100 tysięcy Polaków. Legalnie... Myślę, że jest nas tutaj o wiele więcej. Polski język jest wszędzie i na każdym kroku można spotkać rodaków. Ostatnio miałam dosyć bzdurną sytuację z tzw. "Polaczkami". Szłam ulicą, po pracy, zmęczona, jak nie powiem co. Nagle słyszę słowa typu "Ej mała, ładniutka jesteś". Szkoda, że trafili na Polkę, która doskonale zrozumiała wydźwięk tych słów. Przykro jest patrzeć, jak niektórzy Polacy reprezentują nasz kraj na obczyźnie, ale cóż. To inny temat na refleksje.
O pracę w Norwegii coraz gorzej. Nie mówię, że znalezienie tej pracy jest niemożliwe, bo jestem przykładem, że można, ale jest ciężej. Wybrałam też sobie gorszy okres, ponieważ przyjeżdżanie tutaj na rozpoczęcie roku akademickiego wiąże się z konkurencją ze strony Norwegów i Szwedów, którzy też chcą zarobić podczas studiów. Myślę, że o wiele łatwiej jest w wakacje, gdzie miasto naprawdę tętni życiem i restaurację pękają w szwach od natłoku ludzi, a większość Norwegów wyjeżdża na wakacje.
Ja opowiem o tym, co mnie spotkało. Nie chcę tego porównywać do pracy w wakacje, bo nie wiem, jak wtedy zdobywa się tutaj pracę. Od wielu ludzi słyszałam, że wcale nie wynajmuje się mieszkań, po prostu przyjeżdża się pod namiot i przez trzy miesiące maluje płoty albo domy a pieniądze ma się do ręki. Ale to tylko tymczasowe podejście do sprawy. Jeśli chcesz zostać dłużej, musisz uruchomić całą machinę biurokratyczną, która, uwierzcie mi, nie ma końca.
Jeśli chcecie pracować legalnie sprawa wygląda nieco bardziej skomplikowanie.
Po pierwsze, trzeba się nachodzić, to święta prawda. Trzeba wydrukować CV, najlepiej z pustym miejscem na telefon i adres. Od razu po przyjeździe trzeba załatwić sobie norweski numer, o co na całe szczęście nie trudno i znaleźć mieszkanie, co już tak proste nie jest. Kiedy już masz cały stos CV w rękach, należy chodzić od sklepu do sklepu, od knajpy do knajpy i szukać, pytać o managera- to bardzo ważne. Najlepiej rozmawiać tutaj z szefem lub managerem. Bardzo dużo CV nawet nie trafia do kierownictwa, bo ludzie, pracujący na tym samym stanowisku, na które Ty się ubiegasz, w nieznanych okolicznościach gubią je po Twoim wyjściu. Trzeba chodzić wszędzie i pytać. Często spotkacie Polaków, którzy albo będą chcieli Wam naprawdę pomóc, albo zaczną Was straszyć. Ja na szczęście poznałam wielu tych, którzy chcieli mi i mojej przyjaciółce pomóc, za co bardzo im dziękuję. Znalazło się jednak paru takich, którzy od razu radzili nam, aby wracać. Nie przejmujcie się tym, bo to naprawdę może człowieka demotuwować. Umiejętne napisane CV to również bardzo ważny aspekt. Skupcie się na tym, jaką pracę chcecie dostać. Nie warto pisać w CV o swoich praktykach studenckich, jeśli nie szukasz pracy w zawodzie. Ten papierek ma przyciągnąć uwagę, a nie od razu odrzucać Twoją kandydaturę. CV nie powinno przekraczać jednej strony i musi być napisane w języku angielskim lub jeszcze lepiej w norweskim. CV można wydrukować za darmo w siedzibach NAV, czyli norweskim urzędzie pracy Ja poprawiałam swoje CV 4 razy;)
Ja szukałam pierwszej pracy dwa tygodnie. Wszyscy mi powtarzają, że to bardzo szybko. Niektórzy nie umieją znaleźć po paru miesiącach. Trzeba sobie jednak odpowiedzieć na pytanie, jak bardzo chcieli ją znaleźć? Ja byłam tak zmotywowana do znalezienia pracy, że nie dopuszczałam do siebie myśli, że wrócę do Polski z niczym.
Po miesiącu odezwał się do mnie szef drugiej knajpy i zaproponował mi pracę dodatkową, co bardzo mi odpowiadało, bo wypełniało godziny, które miałam wolne. Obecnie pracuję 6 dni w tygodniu. popołudniami i wieczorami. Chciałam znaleźć pracę na rano, ale... praca w kuchni to harówa. W pierwszej pracy jestem asystentem szefa kuchni, który uczy mnie, jak być... szefem kuchni. Szef kuchni jest cudownym człowiekiem z ogromnym doświadczeniem, którym chce się ze mną podzielić. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie fakt, że musiałam się przyzwyczaić do sprawowania pieczy nad kuchnią w... dwa tygodnie. Jest to malutka kuchnia, która pomieści dwie osoby najwięcej, ale zwykle jestem tam sama. Do mnie należy wszystko, przygotowanie dania, podanie go i oczywiście sprzątanie. Czasami jest prawdziwy armagedon, bo, gdzie ja, osoba, która może i ma doświadczenie w gotowaniu, ale w domu. teraz nagle ma stać się prawdziwym kucharzem? Przez cały ten okres jeszcze mocno się stresuje, ale daje z siebie wszystko i nadal walczę. Chcę być, jak najlepsza i pracuję nad tym. Czasem jest lepiej, czasem gorzej, ale wskazówki szefa kuchni są bezcenne.
W drugiej pracy jestem pomocą kuchenną. Do mnie należy przygotowanie wszystkich składników i dopilnowanie, żeby niczego nie brakowało. Jest to burgerownia, więc ruch w weekendy jest ogromny. Osoby, które robią burgery zawsze mają pełne ręce roboty i pracują na pełnych obrotach. Dla mnie najgorsze nie jest krojenie 700 bułek w jeden dzień czy 10 kg pomidorów. Dla mnie najgorsza jest lodówka;D Jest w niej wszystko, co powinno się w niej znajdować i wchodzenie do niej to tragedia;D Oczywiście piszę o tym z lekkim rozbawieniem, bo nie jest tak źle, ale nie przepadam za tą lodówką, zdecydowanie;)
Na szczęście w obu pracach trafiłam na bardzo miłych i przyjaznych ludzi, z którymi można normalnie porozmawiać i pośmiać się. Nikt nikogo nie wytyka palcami i nikt nie czuje się lepszy od drugiej osoby. Atmosfera w pracy jest w końcu najważniejsza!
Jeśli bardzo chcesz, znajdziesz pracę. Nawet bez norweskiego. Z angielskim gorzej, bo tutaj ten język to oczywistość. Każdy mówi po angielsku i każdy oczekuje, że posługujesz się tym językiem.
Znalezienie pracy to jedna z najważniejszych rzeczy, ale to tylko początek, bo przed Tobą wiele spraw do załatwienia. Pamiętaj, że wielu pracodawców oczekuje od Ciebie konta bankowego i dopóki nie będziesz go mieć, nie wypłaci Ci pieniędzy. Tak bywa bardzo często. Można się dogadać, ale to raczej kwestia księgowości.
I sprawa najważniejsza: zarobki. Ja na razie nie poczułam, że zarabiam, bo wszystko musiałam wydać na sprawy bieżące. Stawki są oczywiście o wiele większe niż w Polsce, ale trzeba liczyć się z tym, że życie tutaj też jest o wiele droższe niż w Polsce. Jeśli chcesz zaoszczędzić to musisz zapomnieć o częstym imprezowaniu i wydawaniu pieniędzy na rzeczy, które w Polsce były codziennością. Trzeba zacisnąć pasa i odmawiać sobie pewnych przyjemności. Ale da się przeżyć:)
Szybko znalazłaś pracę. Mi znalezienie pierwszej zajęło kilka miesięcy, ale za to później nie czekałam więcej niż tydzień ;)
OdpowiedzUsuńTeraz pracuję w cukierni, i nienawidzę zamrażarki. Jest przeogromna przeraźliwie zimna, horror. A najgorzej jest, jak w między czasie trzeba jeszcze mieć oko na piekarniki... ;)
Ach, a te zdjęcia - przepiękne! :)
UsuńAngie, jestem pod wrażeniem Twojej odwagi i determinacji. Nie tylko przez sam wyjazd, ale to że pracujesz jako pomocnik szefa kuchni. Gotowanie w domu i gotowanie w restauracji to duża różnica, ja bym chyba zemdlała ze stresu, jakbym miała tak nagle podawać ludziom jedzenie w kanjpie. Brawo i powodzenia :)
OdpowiedzUsuń